Kiedy
rum zaszumi w głowie, Hej,
ha! Kolejkę nalej! Kto
chce, to niechaj słucha, Kto
chce, to niechaj wierzy, Może
ktoś się bardzo zżymał, Kto
chce, ten niechaj wierzy, Był
na Lwowie raz praktykant, Kolumb odkrył Amerykę, O wyprawie wokół globu, Znałem kiedyś kapitana Rudy Bronek, kiedy popił, do wody i gonił rekiny. W trakcie postoju w porcie kapitan wypadł do wody kiedy
pomagali jemu wyjść na pokład na pytanie czego tam szukał odpowiedział “goniłem rekina”. Krewną swą ze sobą włóczył Targał ja po całym jachcie Wachcie swej poruczył Był na “Gwarku” młodszy majtek Miał
„carmeny” do wąchania, „Sporty”
zabrał do palenia Gitarę do
grania. Małysz
siedzi już na belce, Patrzy ze spokojem z góry, Jak się wkurwi to
doleci
Na same Mazury. Raz na Zegrzu była flauta, Nagle w żagle coś nam dmucha, A to płuca nadweręża Włodek Zawierucha. Kto chce, ten niechaj wierzy, Kto nie chce, niech nie słucha. Kto najlepszym KWŻ-etem? Włodek Zawierucha. Bosman portu "harleyowiec", Co się na nas zawsze złościł, W nodze, po licznych wypadkach Ma plastik, nie kości. Na jeziora wypłynęła Galera z galerniczkami Strzegł tam władzy kapitana “Kot z pięcioma ogonami” Gdy któraś coś źle zrobiła, Wieczorem przy całej grupie, Brał kapitan w rękę “kota’. Bił po gołej pupie. Rączka na niej pięć rzemyków Dość “niewinnie” wyglądało Lecz na mokrą goła pupę Naprawdę bolało Kiedy robiąc zwrot przez rufę Jolka grota nie wybrała To na apelu wieczornym Trzy “koty” dostała Basia idąc do “człowieka” wykonała wiele zwrotów i na apelu wieczornym dostała sześć “kotów” Przy podejściu do pomostu. Kasia dziobem uderzyła Za to po zachodzie słońca. Dupcia w pręgach była. Zapytacie galerniczek Czy te razy się przydały tak, bo kiedy był egzamin Wszystkie dobrze zdały Nelson, angielski Admirał, Kloss uciekał Niemcom zawsze Nigdy jego nie złapali A dorównać mu potrafił Jedynie pies Szarik U sąsiadów w Ukrainie W Czernobylu pierdyknęło, Elektrownia wyleciała Pół miasta zginęło Ruscy chcieli to zataić Nikt nie wiedział co się dzieje Ale Szwedzi wyczaili I się lugol leje Ref.: Hej, ha, lugola nalej, Hej, ha, probówki wznieśmy, Na chorobę popromienną, Jest to lek najlepszy. Bracia nic nie powiedzieli, Myśleli, że się rozwieje, Ale Szwedzi namierzyli, Już się lugol leje. Ciągle straszą nas Reganem, Rakietami i kosmosem, A tu bracia robią prezent Pod samiutkim nosem. Kiedy tylko coś tam gruchnie, Wschodni wiatr ku nam zawieje, Wtedy każdy chętnie spieprza W niedostępną knieję. Na Podlasiu się rozeszła Wieść, co przyszła prosto z pola: Chodźcie ludzie do ośrodka, Dają tam lugola. Krów na łące paść nie można, Choć stężenie ciągle spada, TASS agencja przecież wszędzie Ciągle o tym gada. Pierwszy Maja - Święto Pracy, Na ulicach tłum wariuje, A tu miłość od przyjaciół Ciągle promieniuje. Kiedy włosy mi wypadną I biegunka mną zawładnie, Co ja wtedy sobie myślę, Tego nikt nie zgadnie. W głowie coś mi strasznie łupie, Skóra schodzi też płatami, Lecz Ty miej to wszystko w dupie, Śpiewaj razem z nami. Kiedy zęby Ci wylecą, Łysa pała Ci zostanie, Wspomnisz Bracie dawne czasy, Hej, lugola nalej! Pij lugola, pij na zdrowie, To się może przydać jeszcze, Bo w Żarnowcu już budują, Skończą za lat dwieście. Na Europę padł strach blady, Co sprytniejszy schron buduje, Płaszcz gumowy na się wkłada, Mleka nie kupuje. A ja przecież wdzięczny jestem, W sercu się zabliźnia rana, Że mi zginąć nie pozwolą Od rakiet Reagana. Pływał sobie kleryk, który Myślał, że go dupa boli, Patrzy, a tu arcybiskup W koi go pierdoli. Aby o arcybiskupie Naród długo nie pamiętał. Zaraz na pożarcie jemu Dali dyrygenta Jak spod Helu raz dmuchnęło, Raz
bosmana rekin pożarł, Kiedy
bosman trypra złapał, Obciął
sobie własnym nożem, A
gdy rzucił go za burtę, To
wezbrało morze. Hej
bo wesoły uśmiech, W
czas burzy jest pogodą, Uśmiech
ku brzegom pędzi, Rozgniewaną
wodę. Żagiel
mój burzę niejedną przetrwał, Nie
raz nad głową wiatr kłębił chmury, Bardziej
o fajke dbam, by nie zgasła, Niz
o własną skórę. Znałem
kiedyś Chinkę w barze, Pływał z nami raz szantymen, Kiedy mocny szkwalik przywiał, Ster mu w jaja tak przywalił, Już nie basem, a sopranem, Panny w porcie bawił. Gdy przy sterze dzisiaj siedzi, Szanty sobie dalej śpiewa, Bez
akordów i gitary, Tylko a'cappella. Grant Kapitan z żoną pływał, Nie dopatrzył raz załogi, Odtąd ma bachorów kupę, A na głowie rogi. Znałem kiedyś kurtyzanę, Co się zwała Ruda Brona, W pół godziny obskoczyła Eskadrę Nelsona. Była raz w Londynie kurwa Tak w rzemiośle wyrobiona, Że w dwie doby obskoczyła Eskadrę Nelsona. Żyła raz w Londynie dziwka, Co ją zwali Krwawa Bronka, Bo jak zaciskała uda, Obcinała członka. I żadnemu żeglarzowi Nie udało się jej dosiąść, Bo dostawał opatrunek, A ona korkociąg. Ale trafił się marynarz, Mieszkał podobno w Poczdamie, Co drewnianą swą protezą Zrobił kuku damie. Znałem
raz murzynkę w Rio, Znałem
kiedyś pannę śliczną. Maszty
stawiać uwielbiała, Chłopa
z łajbą pomyliła, Lecz
nie żałowała. Miała
baba Mikołajka Wciąż
ciągnęła go za jajka, Raz
za jedno, raz za drugie, Potem
za to długie. Znałem
kiedyś marynarza, Co
miał pecha tak wielkiego, Wsadził
ptaszka między greting I
nie wyjął jego. Znałem
raz pewnego majtka, Co
miał oczy jak dwie cipy, Złapał
syfa w środku morza, W
dodatku od kipy. A
w połowie tego rejsu, Majtek
ów popełnił gafę I
z grotmasztu wpadł do wody Jajami
na rafę. Pewien
majtek miał dwie nogi, Co
się nie trzymały kupy, Bo
przed laty zbił majątek Na
dawaniu dupy. Żyła
w Gdańsku cnotka Zocha, Zośka
dzięki swym przymiotom, Larsen
choć był harpunnikiem, Słuchaj
rady młody majtku, Gdy
kapitan zachorował, Może
biedak by wyzdrowiał, Mały
Jasiu z brudnym pyskiem, Kiedy
smutno Ci na wachcie, Pływał
raz marynarz który Pij
mój bracie, twoje zdrowie Kto
chce, to niechaj słucha, Od
Falklandu-śmy płynęli, Kiedy
znudzą Ci się szanty, Znałem
kiedyś marynarza, Kochał
piwo, no i tańce, Jak
się odlał to wypełniał Śluzę
na Guziance. Raz
stanąłem w Mikołajkach, Patrzę,
a tu spod "Pagaja" Wychodzi
stary marynarz Bez
lewego jaja. W
Mikołajkach żył raz żeglarz, Zjadł
grochówki talerz cały, Potem
pierdząc z rufy jachtu Przepłynął
kanały. Do
Giżycka dziś płyniemy, Nieźle
daje, szóstką wieje, Jak
tak dalej dobrze pójdzie, Rozkurwimy
keję. Grant
Kapitan z żoną pływał, Nie
dopatrzył raz załogi, Odtąd
ma bachorów kupę, A
na głowie rogi. Była
raz w Londynie kurwa Tak
w rzemiośle wyrobiona, Że
w dwie doby obskoczyła Eskadrę
Nelsona. Żyła
w Kołobrzegu dziwka, Co
ją zwali Krwawa Bronka, Bo
jak zaciskała uda, Obcinała
członka. I
żadnemu żeglarzowi Nie
udało się jej dosiąść, Bo
dostawał opatrunek, A
ona korkociąg. Ale
trafił się marynarz, Mieszkał
podobno w Poczdamie, Co
drewnianą swą protezą Zrobił
kuku damie. W
Amsterdamie była knajpa, Która
w herbie miała Gryfa, Z
której nikt nie wyszedł wcześniej, Niż
nie złapał syfa. Eskimosi
są weseli, Myją
moczem swoje żony, Pędzą
bimber z ryb popsutych I
zjadają wrony. Grenlandczycy,
lud gościnny, Więc
pracują gorączkowo, Sprowadzają
lód z Syberii, Nie
wiemy dla kogo. Jak
do Gdyni wracalismy, Goła
baba mi się śniła. Gdy
się rano obudziłem, Dziura
w burcie była. Na
Yan Mayen wielka draka, Opowiem,
jak rzecz się miała, Kiedy
wzięto nas za desant, Ludność
się poddała. Kiedy
szliśmy przez Pacyfik, Wiatr
pozrywał wszystkie wanty, Przytuliłem
się do klopa I
śpiewałem szanty. Kiedy
szliśmy przez Pacyfik, Była
wtedy straszna flauta, Wprost
na łajbę nam się zjebał Ruski
kosmonauta. Powiedziała
mi dziewczyna Żeby
wodą wódkę popić. Ja
jej na to: "Idź do diabła, Czy
chcesz mnie utopić?" Znałem
kiedyś pannę śliczną. Maszty
stawiać uwielbiała, Chłopa
z łajbą pomyliła, Lecz
nie żałowała. Pływał
raz marynarz, który Żywił
się wyłącznie wódką, Dawał
wódkę małolatom No
i prostytutkom. Znałem
raz pewnego majtka, Kto
nie wierzy, niech się śmieje, Co
swym chujem podczas wzwodu Mógł
zastąpić reje. Znałem
kiedyś marynarza, Co
miał pecha tak wielkiego, Wsadził
ptaszka między greting I
nie wyjął jego. Znałem
raz pewnego majtka, Co
miał oczy jak dwie cipy, Złapał
syfa w środku morza, W
dodatku od kipy. A
w połowie tego rejsu, Majtek
ów popełnił gafę I
z grotmasztu wpadł do wody Jajami
na rafę. Pewien
majtek miał dwie nogi, Co
się nie trzymały kupy, Bo
przed laty zbił majątek Na
dawaniu dupy. Pływał
raz po morzu kucharz, W
rękach praktyk był Onana, A
załoga się dziwiła Skąd
w kawie śmietana. Pływał
raz marynarz, który Chuja
miał jak trzy armaty I
wytryskiem swej giwery Zatapiał
fregaty. Znałem
raz pewnego kuka, Co
nie dupczył przez rok cały I
jak wsadził rybie w dupę, To
jej wyszły gały. W
dawnych czasach na żaglowcach Żyły
kozy tresowane, Mogły
one Ci zastąpić Każdą
kurtyzanę. A
gdy koza szła do kotła, Bo
czasami tak się zdarza, To
wtedy załoga cała Jebała
kucharza. Pewien
majtek miał papugę Najsłynniejszą
w całym świecie, No
bo była okrętową Mistrzynią
w minecie. Za
usługi tej papugi Majtek
pobierał dolara, Nic
dziwnego, w długim rejsie Wzbogacił
się zaraz. A
dla kogo za papugę Była
to za duża kwota, Mógł
pożyczyć od bosmana Szczerbatego
kota. Pływał
raz marynarz młody, Co
go nazywali pszczółką, Dupcył
wszystko prócz zegara, Chyba,
że z kukułką. Żyła
raz papuga, która Miała
tę jedną zaletę, Że
jak żadna inna dziwka Robiła
minetę. Był
na morzach taki zwyczaj Iż
załoga na żaglowce, Że
nie mogła zabrać żony, Zabierała
owce. Nasz kapitan - twarda sztuka,
Szczur lądowy - twarda
sztuka, Ciężko zabić go czymkolwiek, Lecz gdy w morze miałby
ruszyć, Narobiłby w spodnie. Statek z portu już wypływa, Każdy w kącie ściska babę, Smutny tylko jest Warszawiak, On kocha Warszawę. My jesteśmy Warszawiaki, Co palymy kataryny, Żagle stoją nam w łopocie, My to pierdolymy. Była sobie kiedyś łódka, Gdzie się ciągle lała wódka, Opierdalał się tam sternik - "Czerwony
Październik". Gdy do portu przybijemy, Wszyscy się do knajpy pchają I już po godzinie picia Nogi wyciągają. W knajpie "Pod ponurą
małpą" Rządzi jedna z takim zadkiem,
Że niejeden już nie wiedział, Co zrobić z uszatkiem. Gdy kolejki nie dotrzymasz, To z kompanią się pożegnaj. Widać, Bracie, żeś jest
ceper, Dupa, a nie żeglarz. Hej, chwała Panu Bogu, Hej, Panu Bogu chwała, Hej, kościół się zawalił, Tawerna ostała. Był raz szyper kutra
"Brzytwa", Jedna myśl go wciąż trapiła, Bo on myślał, że ma trypra, A to była kiła. Popłynęła kiedyś z nami Pewna dama dla ochoty, Powróciła cała, zdrowa, Ale już bez cnoty. Nasz Kapitan twarda sztuka, Nikt go tutaj nie oszuka, Ale w końcu się skupimy I mu wpier...my. Na fregacie nie ma zmiłuj, Zapier...ać trza od rana, A wieczorem polerować Laskę Kapitana. Bosman na gitarze grywa, Idzie mu to całkiem klawo, Czasem chwyty popierdoli, Wszyscy biją brawo. Sternik, stary pijanica, Ciągle biega, wódki szuka, Jeden dzień bez alkoholu I wyzionie ducha. Znałem raz księżniczkę, która
Cipkę miała tak malutką, Że dawała tylko z tyłu I to krasnoludkom. Płynie sobie statek prosto, A załoga rzyga ostro, Kiedyś woził on banany, A dziś zarzygany. Był raz sobie sternik, który Na silniku ciągle pływał, A że halsów nie rozróżniał, Żagli nie używał. Jak pływałem z chłopakami, Cały miesiąc się nie myli, Gdy poszli do
"Tropicany", To ich nie wpuścili. Raz kapitan na żygaczu Cały dzień przesiedział w
sraczu. Że turyści się nudzili, Żygacz podpalili. Znów pływaliśmy wieczorem, A tu patrol z inspektorem, Światła lśnią, syreny słyszę
- Mandat za pięć dyszek. (50
zł) Kumpel gryzie już paznokcie, Zęby chodzą niczym pilnik. Co jest? - szturcham kumpla
łokciem. Mieli lepszy silnik! Stąd nauka płynie prosta: Jeśli pływać chcesz
wieczorem, Wyczarteruj łajbę z ponad Stukonnym motorem. Zwrotka ta jest ku
przestrodze Tych, co Włocha chcą w
załodze. Włosi zamiast śpiewać szanty Haftują zza wanty. Znacznie większa jest
pociecha Na jachcie z kucharza -
Czecha. Choć podaje knedle z ciastem, Jest śmiesznym balastem. Była dziwka w Węgorzewie, Co kochała się na drzewie. Pagaj z tego drzewa właśnie Na pewno nie trzaśnie! Żywy fracht nam pożarł flarę; Z zada czuć mu było siarę. Był to - w co nikt nie w
uwierzy - Żubr wprost z Białowieży. Weź do ręki złoty trunek, Polej go na takielunek. Żaglom co piwka dostały Nie straszne są szkwały. Każdy naród ma swą mowę, Taką mają też żeglarze, Jak bardzo ważna to sztuka, Zaraz się okaże. Świeży adept na żeglarza Krzyknął do kursantki młodej, - Hej, Maryśka, jeno w mig
tam, Puść się na dziobowej! A gorliwa Marysieńka Do komendy wykonania, Cumę ciągle dzierżąc w ręku, Stoi bez ubrania. Znałem kiedyś marynarza, Był najlepszy zaraz po mnie, Gdyśmy w Świnoujściu chlali, Nasrał mi na spodnie. Kiedy pływaliśmy razem, Nie było nam równych prawie, Aż do czasu, kiedy poznał Dziewczę na zabawie. Zaraz stracił humor cały Wciąż wpatrzony w nią jak
ciele, A najgorsze, że zapomniał, Co to przyjaciele. Kiedy ciężko Ci na duszy, Kiedy w gardle znów Cię
suszy, Walnij sobie przyjacielu Dużą dawkę chmielu. Hej, ha, nalejcie piwa, Niech się wszystkim w głowach
kiwa, Hej, ha, nalejcie piwa, Niech się w głowach kiwa. Czy wesele, czy też pogrzeb, W domu, pracy, nawet szkole, Zdrowiej z kufla ściągać
browar, Niż doić jabola. Każdy rano leczy kaca, Każdy w kącie obiad zwraca, W głowie szumi myśl leniwa, Nigdy więcej piwa. I gdy skończy się choroba, Chociaż ciągle ciąży głowa, Uparcie biegniesz do baru, Zaczerpnąć z browaru. Jedni jadą sobie w góry, Drudzy jadą na Mazury, A ja biorę swój Komarek, Zapierdzielam na browarek. Hej, ho, butelka piwa, W czasie burzy jest osłodą, Pijmy więc dużo piwa, Z tą brzozową wodą. Okocimskie czy Wareckie Świętokrzyskie czy Żywieckie Każde piwo, każde zdrowe Jak na moją głowę Siedzi diabeł na odpuście, Słychać - w kuflu piwo
chluśnie, Zstąpił anioł z nieba
szczytu, Lecz nie miał kredytu. Kiedy w dawnych czasach żyli, Dobre piwo już robili, Pili piwo pradziadowie, Będą pić synowie. Hej-że-ho! Polejcie piwa, Niech się wszystkim głowa
kiwa. Hej-że-ho! Polejcie piwa, Niech się głowa kiwa. Pij więc chłopcze, pij na
zdrowie, Nie próbuj tracić kolejki, No, bo jaki żeglarz w
świecie, Stroni od butelki? Hej, ha! Kolejkę nalej! Hej, ha! Kielichy wznieśmy! Po kolejnej setce czystej Pływać nam się zechce! A gdy z sił już opadniemy, Setkę znowu wypijemy I od razu przyjdzie humor Do picia na umór. Gdyby ta kuracja kiedyś Skutku w mig nam nie
przyniosła, Znaczy wódka była chrzczona, Zmienić trzeba lokal. A gdy siły nas opuszczą, Każdy zaśnie pod pokładem, Nie dobudzi nas kapitan, Nawet samopałem. Wyślesz żeglarza młodego, Po kilwater do bosmana, Już nie wróci, będzie szukał Do samego rana. W Węgorzewie mieszka dziewka, Co każdemu się oddaje, Z dołu Puszcza Amazońska, Z góry Himalaje. A jej siostra chodzi smutna, Użyć też by sobie chciała, Z góry Stepy Akermańskie, A z dołu Sahara. Była raz panienka, która Chciała wskoczyć mi na
prącie. Jak się mama dowiedziała, Tydzień stała w kącie. Hej,
ho, Angelika, Hej,
ho, Angelika, Hej,
ho, Angelika, Wskocz mi na konika! Gdy już mama karę zdjęła, Macać znowu mnie zaczęła, Wciąż pytając tak dla ściemy, Co tam mam w kieszeni? Była sobie Pchła-Szachrajka, Co mi chciała lizać jajka. Jak do gęby je wsadziła, To się udusiła. Znałem w pewnym porcie
dziewkę, Była kiedyś niezła laska, Odkąd walec ją przejechał, Jest jak decha płaska. Kiedy miodek szumi w głowie, Zbiera się nam na wyznania, Jak to było na początku Naszego pływania. Wiosłowanie trudna sztuka, Więc do pniaka uwiązali. Próbujemy drzewo wyrwać Razem z korzeniami. Gdy wiosłować już umiemy, Nawet w miarę równo,
składnie, Trzeba żagle tak postawić By nie spocząć na dnie. Żagle białe już wciągnięte, Mnóstwo było z tym zachodu, Wreszcie stało się -
płyniemy, Lecz rufą do przodu. Przy czwóreczce to DZ-ta Jest łódeczką dla rajdowca, Raz mieliśmy na bukszprycie Głowę surfingowca. Barka keją treningową, Fakt pożałowania godny, Gdy prędkości nie wytracisz, Masz okręt podwodny. Więc kursanci na manewrach Mieli z faktem niezłą walkę, Raz miast żagle poluzować Przyjebali w barkę. Płynie łódź moja
wzburzonym morzem, Brzegu nie widać, wiatr w żagle
wieje. Inny by pewnie już stracił
głowę Ja się tylko śmieję: Pływał z nami pewien gościu, Z prostszym rozumem od knagi, Gdy się dorwał chłop do
rumpla, Kręcił rufo-sztagi. Znałem pewnego żeglarza, Pływaliśmy razem Tangiem, Był tak silny, że na chuju Umiał podnieść sztangę. |
Pływał
raz marynarz, który Walił
spiryt z grubej rury, Główka
go też nie bolała, Bo
to był nasz FALA. Ryży
Czajnik, kiedy popił, Robił
bardzo głupie miny, Czasem
rzygał do kokpiku I
podpieprzał liny. Przyszedł
bosman do tawerny, Piwo!!!
wrzasnął gromkim głosem I
od razu dostał w zęby - Nie
powiedział "proszę". Szczur
lądowy - twarda sztuka, Ciężko
zabić go czymkolwiek, Lecz
gdy w morze miałby ruszyć, Narobiłby
w spodnie. Statek
z portu już wypływa, Każdy
w kącie ściska babę, Smutny
tylko jest Warszawiak, On
kocha Warszawę. My
jesteśmy Warszawiaki, Co
palymy kataryny, Żagle
stoją nam w łopocie, My
to pierdolymy. Gdy
do portu przybijemy, Wszyscy
się do knajpy pchają, I
już po godzinie picia Nogi
wyciągają. W
knajpie "Pod ponurą małpą" Rządzi
jedna z takim zadkiem, Że
niejeden już nie wiedział, Co
zrobić z uszatkiem. Gdy
kolejki nie dotrzymasz, To
z kompanią się pożegnaj. Widać,
Bracie, żeś jest ceper, Dupa,
a nie żeglarz. Kiedy
rum zaszumi w głowie, W
knajpie ruda tańczy cizia, Każdy
chętnie zapomina, Co
go w dupę gryzie. Popłynęła
kiedyś z nami Pewna
dama dla ochoty, Powróciła
cała zdrowa, Ale
już bez cnoty. Na
fregacie nie ma zmiłuj, Zapierdalać
trza od rana, A
wieczorem polerować Laskę
Kapitana. Bosman
na gitarze grywa, Idzie
mu to całkiem klawo, Czasem
chwyty popierdoli, Wszyscy
biją brawo. Sternik,
stary pijanica, Ciągle
biega, wódki szuka, Jeden
dzień bez alkoholu I
wyzionie ducha. Znałem
raz księżniczkę, która Cipkę
miała tak malutką, Że
dawała tylko z tyłu I
to krasnoludkom. Płynie
sobie statek prosto, A
załoga rzyga ostro, Kiedyś
woził on banany, A
dziś zarzygany. Znałem
kiedyś kapitana, Urodził
się chyba w piekle, Bo
jak nie miał co wyruchać, To
wyruchał szeklę. Każdy
żeglarz wie od dziecka, Co
to "Czysta", co "Bałtycka", I
już jako jędrny malec Macza
w wódzie palec. Pływał
kiedyś majtek jeden Masochista-pederasta, Swe
klejnoty często prażył W
prodiżu do ciasta. A,
że właśnie na tym statku, Był
cholerny problem z cukrem, Wszyscy
ciągle się dziwili, Skąd
to ciasto z lukrem? Gdy
w żołądku tłuką fale I
chęć życia znika wszelka, Nie
trać bracie animuszu - Jest
jeszcze butelka! Komu
się białe myszki nie śnią, Ten
za życia leży w dole, My
popłyńmy z naszą pieśnią Poprzez
monopole. Źle
w łódeczce jest baryłce, Źle
w łódeczce jest wódeczce. Chcecie
wiedzieć, gdzie jej dobrze? Wlejcie
mi szklaneczkę! Kiedy
nic Ci nie wychodzi, Kiedy
tęskni się do mamy, Ktoś
nam rzuca hasło: "Nalej!" I
się zalewamy. A
na widok iceberga Każde
ciało drży w kożuchu, Jaś
Pobożny śpiewa psalmy, A
my - po maluchu! Jeśli
myślisz, że piosenka Trochę
się nie trzyma kupy, To
układaj własne zwrotki, Nie
zawracaj dupy. Kumpel
nazwać swoją łajbę Chciał
tytułem jakiejś pieśni, Ja
mu na to - daj jej imię "Morskie
Opowieści". Był
raz sobie sternik, który Na
silniku ciągle pływał, A
że halsów nie rozróżniał, Żagli
nie używał. Jak
pływałem z chłopakami, Cały
miesiąc się nie myli, Gdy
poszli do "Tropicany", To
ich nie wpuścili. Raz
kapitan na żygaczu Cały
dzień przesiedział w sraczu. Że
turyści się nudzili, Żygacz
podpalili. ps.
Żygacz, żygadło - jest to dość popularne wśród żeglarzy określenie
jednostki pływającej "Ż"eglugi Mazurskiej. :-))) Każdy
naród ma swą mowę, Taką
mają też żeglarze, Jak
bardzo ważna to sztuka, Zaraz
się okaże. Świeży
adept na żeglarza Krzyknął
do kursantki młodej, -
Hej, Maryśka, jeno w mig tam, Puść
się na dziobowej! A
gorliwa Marysieńka Do
komendy wykonania, Cumę
ciągle dzierżąc w ręku, Stoi
bez ubrania. Zgraja
tłoczy się przy barze, Śmierdzi
potem knajpa cała, Piękna
Lola weszła nagle, Zgraja
zawołała. Kiedy
w rejs znowu wypłynę, Miej
w pamięci wspólne chwile, Walkę
będę z sobą toczył I
o swoje życie. Hej,
bracie, wódki polej, Niech
mi gardło znowu pieści, Taka
jest życiowa kolej Morskich
Opowieści. Piwko
w barze się skończyło, I
już nie ma kogo pieścić, Zanuć
sobie do poduszki Morskie
Opowieści. Kiedy
pływaliśmy razem, Nie
było nam równych prawie, Aż
do czasu, kiedy poznał Dziewczę
na zabawie. Zaraz
stracił humor cały Wciąż
wpatrzony w nią jak ciele, A
najgorsze, że zapomniał, Co
to przyjaciele. Tak
to człeku w życiu bywa, Gdy
Ci baba na łeb wlezie, Jak
Cię wciśnie pod pantofel, To
tak, jakbyś nie żył. W
wokółziemski rejs ruszałem, Było
w mediach dużo krzyku, Ale
zawsze dopływałem Do
knajpy w... Szczedrzyku! W
wokółziemski rejs ruszałem Marząc
o niejednym porcie, Ale
zawsze dryfowałem Do
"Zęzy" w Sztynorcie. Choć
dmuchało tylko "cztery", Jechaliśmy
wciąż "na kancie", Bo
stawiałem genakera Na
własnym palancie! Gdy
nam dno przebiła rafa I
nasz szyper wpadł w panikę, Wtedy
dziurę kuk załatał Świeżym
naleśnikiem. Gdy
motorek diabli wzięli, W
sztormie poszły wszystkie szmaty, To
za spinakera robił Biustonosz
Agaty. Kiedy
flauta nas dorwała, Osuszono
wszystkie flaszki, Kuk
w kambuzie czynił zacier Na
bal kapitański. Rok
zmagałem się z żaglami, By
cumować w Ameryce, Ale,
kurwa, zapomniałem Wyciągnąć
kotwicę! Kiedy
ciężko Ci na duszy, Kiedy
w gardle znów Cię suszy, Walnij
sobie przyjacielu Dużą
dawkę chmielu. Hej,
ha, nalejcie piwa, Niech
się wszystkim w głowach kiwa, Hej,
ha, nalejcie piwa, Niech
się w głowach kiwa. Żadna
kurwa, żadna dziwka Nie
zastąpi kufla piwka, Kto
nie wierzy niech spróbuje, Jak
piwo smakuje. Gdyby
nawet jakaś lala Była
lepsza od Specjala, Zaraz
Cię obejmie trwoga, Jaka
ona droga. Czy
wesele, czy też pogrzeb, W
domu, pracy, nawet szkole, Zdrowiej
z kufla ściągać browar, Niż
doić jabole. Gdy
siedzimy sobie w "Dobrej", Aga
piwka nam podrzuca, Kiedy
chcemy zagrać w karty, Ona
nimi rzuca. Gdy
odurzą nas promile, Film
ma urwać się za chwilę, Nikt
dziś spojrzeć nie omieszka, Gdzie
stoi Agnieszka. Każdy
rano leczy kaca, Każdy
w kącie obiad zwraca, W
głowie szumi myśl leniwa, Nigdy
więcej piwa. Dziś opowiem wam historię A że dzielnie się odgryzał Bosman
twarde jest chłopisko Lepiej
w drogę mu nie wchodzić Pięciu
gości już wynieśli Szósty
ledwie chodzi. Barman co tę wódkę dawał Wszystkie dziwki są już jego Potem
im zaśpiewał szantę Znaną
prawie w całym świecie No
a jaki był jej refren Chyba
sami wiecie. Pływał
z nami jeden majtek, Co
go nazywali Kajtek, Dziś
załoga przerażona, Bo
to była ona. Tylko
bosman o tym wiedział, Nic
nikomu nie powiedział, Za
to dupczył ją zawzięcie, Takie
miał zajęcie. W
Mikołajkach żył raz żeglarz, Zjadł
grochówki talerz cały, Potem
pierdząc z rufy jachtu Przepłynął
kanały. Do
Giżycka dziś płyniemy, Nieźle
daje, szóstką wieje, Jak
tak dalej dobrze pójdzie, Rozjebiemy
keję. W
Amsterdamie była knajpa, Która
w herbie miała Gryfa, Z
której nikt nie wyszedł wcześniej, Niż
nie złapał syfa. Eskimosi
są weseli, Myją
moczem swoje żony, Pędzą
bimber z ryb popsutych I
zjadają wrony. Grenlandczycy,
lud gościnny, Więc
pracują gorączkowo, Sprowadzają
lód z Syberii, Nie
wiemy dla kogo. Do
Falklandu'śmy płynęli, Goła
baba mi się śniła. Gdy
się rano obudziłem, Dziura
w burcie była. Na
Yan Mayen wielka draka, Opowiem,
jak rzecz się miała, Kiedy
wzięto nas za desant, Ludność
się poddała. Powiedziała
mi dziewczyna Żeby
wodą wódkę popić. Ja
jej na to: "Idź do diabła, Czy
chcesz mnie utopić?" I
gdy skończy się choroba, Chociaż
ciągle ciąży głowa, Uparcie
biegniesz do baru, Zaczerpnąć
z browaru. Pływał
raz po morzu kucharz, W
rękach praktyk był Onana, A
załoga się dziwiła Skąd
w kawie śmietana. Znałem
pewnego kuchcika, Co
mu rumpel w dupie znika I
jak przyszła większa fala, Oberwała
jaja Pływał
raz marynarz młody, Co
go nazywali pszczółką, Dupcył
wszystko prócz zegara, Chyba,
że z kukułką. Kuchnia
nasza jest wspaniała, Czterech
już do morza wnieśli, Pozostałych
zaś latryna Nie
może pomieścić. Była
sobie panna Ola co
nie miała na jabola a
że stara to cwaniara Kupiła
browara Okocimskie
czy Wareckie Świętokrzyskie
czy Żywieckie Każde
piwo, każde zdrowe Jak
na moją głowę Kiedy
w dawnych czasach żyli, Dobre
piwo już robili, Pili
piwo pradziadowie, Będą
pić synowie. Hej-że-ho!
Polejcie piwa, Niech
się wszystkim głowa kiwa. Hej-że-ho!
Polejcie piwa, Niech
się głowa kiwa. Pij
więc chłopcze, pij na zdrowie, Nie
próbuj tracić kolejki, No,
bo jaki żeglarz w świecie, Stroni
od butelki? Hej,
ha! Kolejkę nalej! Hej,
ha! Kielichy wznieśmy! Po
kolejnej setce czystej Pływać
nam się zechce! Znałem
kiedyś dziewczę z Mazur, Kochać
bardzo się lubiła, Gdy
z góralem się przespała, Zawału
dostała. Jedna
dziewka była szybka, Marynarzy
pocieszała, Jednak
po szklaneczce whisky Zaraz
zasypiała. Była
w jednym porcie dziewka, Co
każdemu siebie dała, Lecz
ostatnio nie jest chętna, Bo
się zakochała. Hej,
ha! Wypijmy piwa! Hej,
ha! Wypijmy piwa! Jak
po tym browarze w słońcu Dobrze
nam się pływa! Kormorany
tam latały, Z
drzew już liście pospadały, Od
ptasiego gówna puszki Z
piwem pordzewiały. Do
Giżycka chcemy wracać, Silnik
sprawnie zapalamy, Przywaliła
się straż wodna: Ciszę
zakłócamy. Na
pagajach więc płyniemy, Żagle
przehandlowaliśmy, Chociaż
sternik pierdział ostro, Nie
przyspieszaliśmy. Jachtem
naszym była Daisy, Po
morzach pływała nieraz, Na
Mazurach wał z niej wypadł, Poszła
na dno zaraz. Załoga
niedoświadczona Myślała,
że to fontanna, A
to tylko statek tonął Na
środku Kisajna. Gdy
kolejki nie dotrzymasz, To
z kompanią się pożegnaj. Widać,
Bracie, żeś jest ceper, Dupa,
a nie żeglarz. Nasz
Kapitan twarda sztuka, Nikt
go tutaj nie oszuka, Ale
w końcu się skupimy I
mu wpierdolimy. Na
fregacie nie ma zmiłuj, Zapierdalać
trza od rana, A
wieczorem polerować Laskę
Kapitana. Bosman
na gitarze grywa, Idzie
mu to całkiem klawo, Czasem
chwyty popierdoli, Wszyscy
biją brawo. Sternik,
stary pijanica, Ciągle
biega, wódki szuka, Jeden
dzień bez alkoholu I
wyzionie ducha. Płynie
sobie statek prosto, A
załoga rzyga ostro, Kiedyś
woził on banany, A
dziś zarzygany. Znałem
kiedyś kapitana, Urodził
się chyba w piekle, Bo
jak nie miał co wyruchać, To
wyruchał szeklę. Kuchnia
nasza jest wspaniała, Czterech
już do morza wnieśli, Pozostałych
zaś latryna Nie
może pomieścić. Pływał
raz marynarz, który Walił
spiryt z grubej rury, Główka
go nic nie bolała, Bo
to był nasz FALA. Ryży
Czajnik, kiedy popił, Robił
bardzo głupie miny, Czasem
rzygał do kokpiku I
podpieprzał liny. Dziś
w Giżycku jakieś szanty, Twierdza
Boyen oblężona, Takich
tłumów nie widziano Od
czasów lugola. Mocz
się leje, browar leci, Pewnie
zrobią nowe dzieci, Niech
rosną młodzi żeglarze, Życie
im pokaże. Browar
płynie, mocz się leje, Parka
spieprza w jakieś knieje, Pewnie
zrobią nowe dziecię - Dużo
nas na świecie! Za
lat naście się spotkamy, Przy
browarku pogadamy, Niech
rosną młodzi żeglarze, Życie
im pokaże. Będą
pływać bez patentu, Bo
w Warszawie ktoś dał siana, Pewnie
wpieprzą się na keję, Zabiją
bosmana. Wyślesz
żeglarza młodego, Po
kilwater do bosmana, Już
nie wróci, będzie szukał Do
samego rana. Była
raz panienka, która Chciała
wskoczyć mi na prącie. Jak
się mama dowiedziała, Tydzień
stała w kącie. Gdy
już mama karę zdjęła, Macać
znowu mnie zaczęła, Wciąż
pytając tak dla ściemy, Co
tam mam w kieszeni? Znałem
pewnego żeglarza, Pływaliśmy
razem Tangiem, Był
tak silny, że na chuju Umiał
podnieść sztangę. Gdy
chciał wszystkim zaszpanować, Rekord
świata chyba pobił, Jednak
gdy mu kutas oklapł, Dziurę
w burcie zrobił. Znałem
w pewnym porcie dziewkę, Była
kiedyś niezła laska, Odkąd
walec ją przejechał, Jest
jak decha płaska. Pływał
z nami raz Kapitan - Napalony
transwestyta. Cała
załoga wołała Na
niego Lolita. Gdy
rzuciła go dziewczyna Postanowił
się utopić, Przywiązał
do chuja kamień I
do morza wskoczył. Nagle
wyleciał jak z procy I
mu trochę zrzedła mina, Krzyczał,
że na horyzoncie Zobaczył
rekina. "O
żesz kurwa!"- klął bez przerwy - "Ale
się najadłem strachu, Nie
można nawet spokojnie Złożyć
kości w piachu!" Znałem
raz pewnego majtka, Był
troszeczkę nienormalny, Bo
uprawiał z wielorybem W
wodzie seks analny. Kiedy
miodek szumi w głowie, Zbiera
się nam na wyznania, Jak
to było na początku Naszego
pływania. Wiosłowanie
trudna sztuka, Więc
do pniaka uwiązali. Próbujemy
drzewo wyrwać Razem
z korzeniami. Gdy
wiosłować już umiemy, Nawet
w miarę równo, składnie, Trzeba
żagle tak postawić By
nie spocząć na dnie. Żagle
białe już wciągnięte, Mnóstwo
było z tym zachodu, Wreszcie
stało się - płyniemy, Lecz
rufą do przodu. Przy
czwóreczce to DZ-ta Jest
łódeczką dla rajdowca, Raz
mieliśmy na bukszprycie Głowę
surfingowca. Barka
keją treningową, Fakt
pożałowania godny, Gdy
prędkości nie wytracisz, Masz
okręt podwodny. Więc
kursanci na manewrach Mieli
z faktem niezłą walkę, Raz
miast żagle poluzować Przyjebali
w barkę. Pływał
z nami pewien gościu, Z
prostszym rozumem od knagi, Gdy
się dorwał chłop do rumpla, Kręcił
rufo-sztagi. Gdy
zeszliśmy na nabrzeże, W
zapomnienie poszło morze, Bo
siedziało na polerze Jakieś
blond niebożę! Popękały
wszystkie spodnie, Kiedy
na nasz widok wstała, Potem
całe dwa tygodnie Sufit
oglądała! Kiedy
już odpływaliśmy, Dla
uciechy i dla sportu Wcisnęliśmy
do bakisty Nasze
dziewczę z portu. Choć
się fajnie żeglowało, Każdy
szukał wnet doktora, Bo
się kurwa okazało - Mewka
była chora. W
dzień trapiła ją gorączka, W
nocy ją swędziła cipa; Pewnie
była to rzeżączka, No
bo skąd by grypa? Tam, gdzie straszne wichry
wieją, Coś
na horyzoncie błyska, Więc
w przypływie euforii "Pierwszy"
wrzasnął, że to chyba Brzegi
Kalifornii! To
nie brzegi Sacramento, Ino
polska wieś Chałupy, A
te błyski, to nie złoto, Tylko
gołe dupy! Gdy
w beczce dno prześwieca Gdy
w żołądku tłuką fale I
chęć życia znika wszelka, Nie
trać bracie animuszu - Jest
jeszcze butelka! Komu
białe myszki nie śnią, Ten
za życia leży w dole, My
popłyńmy z naszą pieśnią Poprzez
monopole. Źle
w łódeczce jest baryłce, Źle
w łódeczce jest wódeczce. Chcecie
wiedzieć, gdzie jej dobrze? Wlejcie
mi szklaneczkę! Kiedy
nic Ci nie wychodzi, Kiedy
tęskni się do mamy, Ktoś
nam rzuca hasło: "Nalej!" I
się zalewamy. A
na widok iceberga Każde
ciało drży w kożuchu, Jaś
Pobożny śpiewa psalmy, A
my - po maluchu! Znałem
kiedyś kapitana, Urodził
się chyba w piekle, Bo
jak nie miał co wyruchać, To
wyruchał szeklę. Trzymaj
mnie, bo będę rzygał, Trzymaj
mnie, bo będe rzygał, Trzymaj
mnie, bo będę rzygał, Trzymaj
mnie, bo rzygam! Każdy
żeglarz wie od dziecka, Co
to "Czysta", co "Bałtycka", I
już jako jędrny malec Macza
w wódzie palec. Pływał
kiedyś majtek jeden Masochista-pederasta, Swe
klejnoty często prażył W
prodiżu do ciasta. A,
że właśnie na tym statku, Był
cholerny problem z cukrem, Wszyscy
ciągle się dziwili, Skąd
to ciasto z lukrem? Widzisz,
biały szkwał się zbliża? Zrzucaj
szybko wszystkie szmaty Jak
nie zdążysz, to do Giża Wpłyniesz
przez zaświaty. Zjeść
co tanio w Mikołajkach? Takiej
knajpy się nie trafi! Wszystkie
dawno już są w rękach Syryjczyków
mafii. W
mej załodze był konował, Co
swe buty wciąż pucował, Poza
tym po czubek głowy Strój
miał adamowy. Pływał
z nami raz patałach; Wnosił
błoto na sandałach, Po
sztormie z niego zostały Tylko
te sandały Chociaż
była martwa cisza, W
dzień z Ogonków aż do Pisza Przeszliśmy
- lecz gorzko płacząc, Bo
ciągle burłacząc. W
"Zęzie" znowu tłok jest wielki I
zabawa pierwsza klasa, Ktoś
kumplowi odpiął szelki, Widać
mu k...olana. ;-) Po
Mazurach pływa człowiek, Co
się kryje własnym jachtem. On
się kryje lat sześćdziesiąt Ciągle
przed Wermachtem. Żreć
będziecie dzisiaj z zęzy! Krzyczę
do załogi w porcie. Całe
szczęście dla załogi To
było w Sztynorcie. Kiedy
znużysz się pływaniem To
śpiewaczka operowa Rejs
umili ci śpiewaniem I
lizaniem ro.....gówki. ;-) Kiedy
znudzą ci się panny, Dziwki,
zdziry i niecnotki, To
do "Morskich opowieści" Dopisz
nowe zwrotki! W
carskiej Rosji był krążownik, Załoga
się wygłupiała: Gdy
kapitan głośno pierdnął, To
strzelano z działa. I
przypadkiem tak się stało, Chociaż
za to nie dam głowy, Dali
sygnał do ataku Na
Pałac Zimowy. Kuk
gotował grochóweczkę, Bo
nic więcej nie potrafił, Z
Aurory śmierdziało z deczkę, A
Rosję szlag trafił.. Tak to człeku w życiu
bywa, Gdy Ci baba na łeb wlezie, Jak Cię wciśnie pod
pantofel, To tak, jakbyś nie żył. W wokółziemski rejs
ruszałem, Było w mediach dużo
krzyku, Ale zawsze dopływałem Do knajpy w...
Szczedrzyku! lub w zależności od
akwenu: W wokółziemski rejs
ruszałem Marząc o niejednym porcie, Ale zawsze dryfowałem Do "Zęzy" w
Sztynorcie. Choć dmuchało tylko
"cztery", Jechaliśmy wciąż "na
kancie", Bo stawiałem genakera Na własnym palancie! Gdy "Starego"
zmyła fala, Chief na sterze stał do
rana, A my wszyscy dmuchaliśmy Babę kapitana. Znałem kiedyś dziewczę z
Mazur, Kochać bardzo się lubiała, Gdy z góralem się
przespała, Zawału dostała. Jedna dziewka była szybka, Marynarzy pocieszała, Jednak po szklaneczce
whisky Zaraz zasypiała. Była w jednym porcie
dziewka, Co każdemu siebie dała, Lecz ostatnio nie jest
chętna, Bo się zakochała. Gdy na Dobskim pływaliśmy, To łódkę wyjeb...śmy, Dotarliśmy wpław do wyspy, Gównem dostaliśmy. Hej, ha! Wypijmy piwa! Hej, ha! Wypijmy piwa! Jak po tym browarze w
słońcu Dobrze nam się pływa! Kormorany tam latały, Z drzew już liście
pospadały, Od ptasiego gówna puszki Z piwem pordzewiały. Gdy do Doby dotarliśmy, Piwa w sklepie już nie
było, Więc z tej dziury bardzo
szybko Trzeba nam odpłynąć. Do Giżycka chcemy wracać, Silnik sprawnie zapalamy, Przywaliła się straż
wodna: Ciszę zakłócamy. Na pagajach więc płyniemy, Żagle przehandlowaliśmy, Chociaż sternik pierdział
ostro, Nie przyspieszaliśmy. Jachtem naszym była Daisy,
Po morzach pływała nieraz,
Na Mazurach wał z niej
wypadł, Poszła na dno zaraz. Załoga niedoświadczona Myślała, że to fontanna, A to tylko statek tonął Na środku Kisajna. Więc nie pływaj nigdy
jachtem, Co na morzu przeżył życie, Po małych polskich
Mazurach - Po co tracić życie. Dziś w Giżycku jakieś
szanty, Twierdza Boyen oblężona, Takich tłumów nie widziano Od czasów lugola. Mocz się leje, browar
leci, Pewnie zrobią nowe dzieci, Niech rosną młodzi żeglarze, Życie im pokaże. Browar płynie, mocz się
leje, Parka spieprza w jakieś
knieje, Pewnie zrobią nowe dziecię
- Dużo nas na świecie! Za lat naście się
spotkamy, Przy browarku pogadamy, Niech rosną młodzi
żeglarze, Życie im pokaże. Będą pływać bez patentu, Bo ktoś tam dał sobie
siana, Pewnie wpieprzą się na
keję, Zabiją bosmana. Gdy do portu przybijemy, Wszyscy się do knajpy
pchają I już po godzinie picia Nogi wyciągają. Wszedł raz bosman do
kibelka, A tam majtek jadł
serdelka, Bosman zlał się z niego
równo, Myślał, że to GÓWNO. Kiedy szliśmy przez
Pacyfik, Kaca miałem już od rana, No i przez to zarzygałem Koję Kapitana. Pływał z nami raz Kapitan
- Napalony transwestyta. Cała załoga wołała Na niego Lolita. Pływał z nami jeden pedał, Marzył o tym całe życie, Żeby zostać przedłużaczem Z przodu na bukszprycie. Znałem raz pewnego majtka, Był troszeczkę
nienormalny, Bo uprawiał z wielorybem W wodzie seks analny. Gdy chciał wszystkim
zaszpanować, Rekord świata chyba pobił, Jednak gdy mu kutas oklapł, Dziurę w burcie zrobił |