Kiedy rum zaszumi w głowie,
Cały świat nabiera treści,
Wtedy chętnie słucha człowiek
Morskich opowieści.

 

Hej, ha! Kolejkę nalej!
Hej, ha! Kielichy wznieśmy!
To zrobi doskonale
Morskim opowieściom.

 

Kto chce, to niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.

 

Kto chce, to niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie wierzy,
Nam na tym nie zależy,
Więc wypijmy jeszcze.

Łajba to jest morski statek,
Sztorm to wiatr, co dmucha z gestem,
Cierpi kraj na niedostatek
Morskich opowieści.

Pływał raz marynarz, który
Żywił się wyłącznie pieprzem,
Sypał pieprz do konfitury
I do zupy mlecznej.

 

Może ktoś się bardzo zżymał,
Mówiąc, że to zdrożne wieści,
Ale to jest właśnie klimat
Morskich opowieści.

 

Kto chce, ten niechaj wierzy,
Kto nie chce, niech nie wierzy,
Nam na tym nie zależy,
Więc wypijmy jeszcze

 

Był na Lwowie raz praktykant,
Dwumetrowy wielki taki,
przy kotwicznym kabestanie,
Połamał handszpaki.

 

Kolumb odkrył Amerykę,
Kiedy ścigał się z Halikiem,
Indianie się zarzekali,
Że pierwszy był Halik.

 

O wyprawie wokół globu,
Też fałszywe są pogłoski,
Pierwszy żaden tam Magellan,
Tylko Baranowski.

 

Znałem kiedyś kapitana
wielki był wielbiciel sportu
Stawiał żagle na fujarze
I wychodził z portu

 

Rudy Bronek, kiedy popił,
Robił bardzo groźne miny,
W Sztokholmie skakał

do wody i gonił rekiny.

I choć rekin twarda sztuka,
Ale Bronek w wielkiej złości
Łapał gada za ogona
I mu łamał kości

 

W trakcie postoju w porcie kapitan wypadł do wody kiedy pomagali jemu wyjść na pokład

na pytanie czego tam szukał odpowiedział “goniłem rekina”.

 

Był na “Gwarku” raz oficer

Krewną swą ze sobą włóczył

Targał ja po całym jachcie

Wachcie swej poruczył

 

Był na “Gwarku” młodszy majtek

Miał „carmeny” do wąchania,

„Sporty” zabrał do palenia

Gitarę do grania.

 

Małysz siedzi już na belce,

Patrzy ze spokojem z góry,

Jak się wkurwi to doleci

Na same Mazury. 

 

Raz na Zegrzu była flauta,

Nagle w żagle coś nam dmucha,

A to płuca nadweręża

Włodek Zawierucha.

 

Kto chce, ten niechaj wierzy,

Kto nie chce, niech nie słucha.

Kto najlepszym KWŻ-etem?

Włodek Zawierucha.

 

Bosman portu "harleyowiec",

Co się na nas zawsze złościł,

W nodze, po licznych wypadkach

Ma plastik, nie kości.

 

Na jeziora wypłynęła

Galera z galerniczkami

Strzegł tam władzy kapitana

“Kot z pięcioma ogonami”

 

Gdy któraś coś źle zrobiła,

Wieczorem przy całej grupie,

Brał kapitan w rękę “kota’.

Bił po gołej pupie.

 

Rączka na niej pięć rzemyków

Dość “niewinnie” wyglądało

Lecz na mokrą goła pupę

Naprawdę bolało

 

Kiedy robiąc zwrot przez rufę

Jolka grota nie wybrała

To na apelu wieczornym

Trzy “koty” dostała

 

Basia idąc do “człowieka”

wykonała wiele zwrotów

i na apelu wieczornym

dostała sześć “kotów”

 

Przy podejściu do pomostu.

Kasia dziobem uderzyła

Za to po zachodzie słońca.

Dupcia w pręgach była.

 

Zapytacie galerniczek

Czy te razy się przydały

tak, bo kiedy był egzamin

Wszystkie dobrze zdały

 

Nelson, angielski Admirał,
Strzeliłby se w łeb i kwita,
Gdyby wiedział co dokonał,
Kloss, zwykły kapitan.

 

Kloss uciekał Niemcom zawsze

Nigdy jego nie złapali

A dorównać mu potrafił

Jedynie pies Szarik

 

U sąsiadów w Ukrainie

W Czernobylu pierdyknęło,

Elektrownia wyleciała

Pół miasta zginęło

 

Ruscy chcieli to zataić

Nikt nie wiedział co się dzieje

Ale Szwedzi wyczaili

I się lugol leje

 

Ref.: Hej, ha, lugola nalej,

Hej, ha, probówki wznieśmy,

Na chorobę popromienną,

Jest to lek najlepszy.

 

Bracia nic nie powiedzieli,

Myśleli, że się rozwieje,

Ale Szwedzi namierzyli,

Już się lugol leje.

 

Ciągle straszą nas Reganem,

Rakietami i kosmosem,

A tu bracia robią prezent

Pod samiutkim nosem.

 

Kiedy tylko coś tam gruchnie,

Wschodni wiatr ku nam zawieje,

Wtedy każdy chętnie spieprza

W niedostępną knieję.

 

Na Podlasiu się rozeszła

Wieść, co przyszła prosto z pola:

Chodźcie ludzie do ośrodka,

Dają tam lugola.

 

Krów na łące paść nie można,

Choć stężenie ciągle spada,

TASS agencja przecież wszędzie

Ciągle o tym gada.

 

Pierwszy Maja - Święto Pracy,

Na ulicach tłum wariuje,

A tu miłość od przyjaciół

Ciągle promieniuje.

 

Kiedy włosy mi wypadną

I biegunka mną zawładnie,

Co ja wtedy sobie myślę,

Tego nikt nie zgadnie.

 

W głowie coś mi strasznie łupie,

Skóra schodzi też płatami,

Lecz Ty miej to wszystko w dupie,

Śpiewaj razem z nami.

 

Kiedy zęby Ci wylecą,

Łysa pała Ci zostanie,

Wspomnisz Bracie dawne czasy,

Hej, lugola nalej!

 

Pij lugola, pij na zdrowie,

To się może przydać jeszcze,

Bo w Żarnowcu już budują,

Skończą za lat dwieście.

 

Na Europę padł strach blady,

Co sprytniejszy schron buduje,

Płaszcz gumowy na się wkłada,

Mleka nie kupuje.

 

A ja przecież wdzięczny jestem,

W sercu się zabliźnia rana,

Że mi zginąć nie pozwolą

Od rakiet Reagana.

 

Pływał sobie kleryk, który

Myślał, że go dupa boli,

Patrzy, a tu arcybiskup

W koi go pierdoli.

 

Aby o arcybiskupie

Naród długo nie pamiętał.

Zaraz na pożarcie jemu

Dali dyrygenta

 

Jak spod Helu raz dmuchnęło,
Żagle zdarła moc nadludzka,
Patrzę - w koje mi przywiało
Nagą babkę z Pucka.

Niech drżą gitary struny,
Niech wiatr grzywacze pieści,
Gdy płyniemy pod banderą
Morskich opowieści.

Był na "Lwowie" młody majtek,
Co nie ruchał przez rok chyba,
i wytryskiem swojej spermy
Zabił wieloryba

 

Raz bosmana rekin pożarł,
Lecz nie smućcie się kochani,
Bosman żyje, rekin umarł,
Zatruł się zbukami.

 

Kiedy bosman trypra złapał,

Obciął sobie własnym nożem,

A gdy rzucił go za burtę,

To wezbrało morze.

 

Hej bo wesoły uśmiech,

W czas burzy jest pogodą,

Uśmiech ku brzegom pędzi,

Rozgniewaną wodę.

 

Żagiel mój burzę niejedną przetrwał,

Nie raz nad głową wiatr kłębił chmury,

Bardziej o fajke dbam, by nie zgasła,

Niz o własną skórę.

 

Znałem kiedyś Chinkę w barze,
Co śpiewała piosnki sprośne,
Gdy kimono swe rozdziała,
Cycki miała skośne

 

Pływał z nami raz szantymen,
śpiewał bardzo niskim basem,
W rękach zawsze miał gitarę,
Ster trzymał kutasem

 

Kiedy mocny szkwalik przywiał,

Ster mu w jaja tak przywalił,

Już nie basem, a sopranem,

Panny w porcie bawił.

 

Gdy przy sterze dzisiaj siedzi,

Szanty sobie dalej śpiewa,

Bez akordów i gitary,

Tylko a'cappella.

 

 

Grant Kapitan z żoną pływał,

Nie dopatrzył raz załogi,

Odtąd ma bachorów kupę,

A na głowie rogi.

 

Znałem kiedyś kurtyzanę,

Co się zwała Ruda Brona,

W pół godziny obskoczyła

Eskadrę Nelsona.

 

Była raz w Londynie kurwa

Tak w rzemiośle wyrobiona,

Że w dwie doby obskoczyła

Eskadrę Nelsona.

 

Żyła raz w Londynie dziwka,

Co ją zwali Krwawa Bronka,

Bo jak zaciskała uda,

Obcinała członka.

 

I żadnemu żeglarzowi

Nie udało się jej dosiąść,

Bo dostawał opatrunek,

A ona korkociąg.

 

Ale trafił się marynarz,

Mieszkał podobno w Poczdamie,

Co drewnianą swą protezą

Zrobił kuku damie.

 

Znałem raz murzynkę w Rio,
Co w miłości była śmiała,
Nie uwierzysz daję słowo,
Całkiem w poprzek miała.

 

Znałem kiedyś pannę śliczną.

Maszty stawiać uwielbiała,

Chłopa z łajbą pomyliła,

Lecz nie żałowała.

 

Miała baba Mikołajka

Wciąż ciągnęła go za jajka,

Raz za jedno, raz za drugie,

Potem za to długie.

 

Znałem kiedyś marynarza,

Co miał pecha tak wielkiego,

Wsadził ptaszka między greting

I nie wyjął jego.

 

Znałem raz pewnego majtka,

Co miał oczy jak dwie cipy,

Złapał syfa w środku morza,

W dodatku od kipy.

 

A w połowie tego rejsu,

Majtek ów popełnił gafę

I z grotmasztu wpadł do wody

Jajami na rafę.

 

Pewien majtek miał dwie nogi,

Co się nie trzymały kupy,

Bo przed laty zbił majątek

Na dawaniu dupy.

 

Żyła w Gdańsku cnotka Zocha,
Z każdym chciałaby się kochać,
Lecz stalową cnotę miała,
Rzewnie więc płakała.

 

Zośka dzięki swym przymiotom,
Podpuszczalska była wielce,
Wielu więc miało złamane,
Niekoniecznie serce.

 

Larsen choć był harpunnikiem,
Nie mógł Zośce przebić cnoty,
Choć jednym rzutem harpuna,
topił trzy U-Booty.

 

Słuchaj rady młody majtku,
Strzeż się dziewcząt w Yokochamie,
Tam są gejsze takie szybkie,
Zgwałcą nim ci stanie.

 

Gdy kapitan zachorował,
Zrobiono mu lewatywę,
Wlano w niego galon wody,
Przez prezerwatywę.

 

Może biedak by wyzdrowiał,
Bo kuracja pierwsza klasa,
Ale kondom był dziurawy,
Dostał adidasa.

 

Mały Jasiu z brudnym pyskiem,
Na Darze Pomorza pływał,
A że krzywy miał interes,
Pysk se obsikiwał.

 

Kiedy smutno Ci na wachcie,
Chcesz rozerwać się troszeczkę,
Wkładasz granat między nogi
I ciągniesz zawleczkę,

 

Pływał raz marynarz który
Nosił w spodniach same dziury
Było widać przez te dziury
To co znoszą kury

 

Pij mój bracie, twoje zdrowie
Jutro ci się humor przyda
Spirytus ci nie zaszkodzi,
Sztorm idzie - wyrzygasz.

 

Kto chce, to niechaj słucha,
Kto nie chce, niech nie słucha,
Jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.

 

Od Falklandu-śmy płynęli,
Doskonale brała ryba,
Mogłeś wędką wtedy złapać
Nawet wieloryba

 

Kiedy znudzą Ci się szanty,
I żegluga, i Mazury,
Olej twego kapitana,
I spierdalaj w góry.

 

Znałem kiedyś marynarza,

Kochał piwo, no i tańce,

Jak się odlał to wypełniał

Śluzę na Guziance.

 

Raz stanąłem w Mikołajkach,

Patrzę, a tu spod "Pagaja"

Wychodzi stary marynarz

Bez lewego jaja.

 

W Mikołajkach żył raz żeglarz,

Zjadł grochówki talerz cały,

Potem pierdząc z rufy jachtu

Przepłynął kanały.

 

Do Giżycka dziś płyniemy,

Nieźle daje, szóstką wieje,

Jak tak dalej dobrze pójdzie,

Rozkurwimy keję.

 

Grant Kapitan z żoną pływał,

Nie dopatrzył raz załogi,

Odtąd ma bachorów kupę,

A na głowie rogi.

 

Była raz w Londynie kurwa

Tak w rzemiośle wyrobiona,

Że w dwie doby obskoczyła

Eskadrę Nelsona.

 

Żyła w Kołobrzegu dziwka,

Co ją zwali Krwawa Bronka,

Bo jak zaciskała uda,

Obcinała członka.

 

I żadnemu żeglarzowi

Nie udało się jej dosiąść,

Bo dostawał opatrunek,

A ona korkociąg.

 

Ale trafił się marynarz,

Mieszkał podobno w Poczdamie,

Co drewnianą swą protezą

Zrobił kuku damie.

 

W Amsterdamie była knajpa,

Która w herbie miała Gryfa,

Z której nikt nie wyszedł wcześniej,

Niż nie złapał syfa. 

 

Eskimosi są weseli,

Myją moczem swoje żony,

Pędzą bimber z ryb popsutych

I zjadają wrony.

 

Grenlandczycy, lud gościnny,

Więc pracują gorączkowo,

Sprowadzają lód z Syberii,

Nie wiemy dla kogo.

 

Jak do Gdyni wracalismy,

Goła baba mi się śniła.

Gdy się rano obudziłem,

Dziura w burcie była.

 

Na Yan Mayen wielka draka,

Opowiem, jak rzecz się miała,

Kiedy wzięto nas za desant,

Ludność się poddała.

 

Kiedy szliśmy przez Pacyfik,

Wiatr pozrywał wszystkie wanty,

Przytuliłem się do klopa

I śpiewałem szanty.

 

Kiedy szliśmy przez Pacyfik,

Była wtedy straszna flauta,

Wprost na łajbę nam się zjebał

Ruski kosmonauta.

 

Powiedziała mi dziewczyna

Żeby wodą wódkę popić.

Ja jej na to: "Idź do diabła,

Czy chcesz mnie utopić?"

 

Znałem kiedyś pannę śliczną.

Maszty stawiać uwielbiała,

Chłopa z łajbą pomyliła,

Lecz nie żałowała.

 

Pływał raz marynarz, który

Żywił się wyłącznie wódką,

Dawał wódkę małolatom

No i prostytutkom.

 

Znałem raz pewnego majtka,

Kto nie wierzy, niech się śmieje,

Co swym chujem podczas wzwodu

Mógł zastąpić reje.

 

Znałem kiedyś marynarza,

Co miał pecha tak wielkiego,

Wsadził ptaszka między greting

I nie wyjął jego.

 

Znałem raz pewnego majtka,

Co miał oczy jak dwie cipy,

Złapał syfa w środku morza,

W dodatku od kipy.

 

A w połowie tego rejsu,

Majtek ów popełnił gafę

I z grotmasztu wpadł do wody

Jajami na rafę.

 

Pewien majtek miał dwie nogi,

Co się nie trzymały kupy,

Bo przed laty zbił majątek

Na dawaniu dupy.

 

Pływał raz po morzu kucharz,

W rękach praktyk był Onana,

A załoga się dziwiła

Skąd w kawie śmietana.

 

Pływał raz marynarz, który

Chuja miał jak trzy armaty

I wytryskiem swej giwery

Zatapiał fregaty. 

 

Znałem raz pewnego kuka,

Co nie dupczył przez rok cały

I jak wsadził rybie w dupę,

To jej wyszły gały.

 

W dawnych czasach na żaglowcach

Żyły kozy tresowane,

Mogły one Ci zastąpić

Każdą kurtyzanę.

 

A gdy koza szła do kotła,

Bo czasami tak się zdarza,

To wtedy załoga cała

Jebała kucharza.

 

Pewien majtek miał papugę

Najsłynniejszą w całym świecie,

No bo była okrętową

Mistrzynią w minecie.

 

Za usługi tej papugi

Majtek pobierał dolara,

Nic dziwnego, w długim rejsie

Wzbogacił się zaraz.

 

A dla kogo za papugę

Była to za duża kwota,

Mógł pożyczyć od bosmana

Szczerbatego kota.

 

Pływał raz marynarz młody,

Co go nazywali pszczółką,

Dupcył wszystko prócz zegara,

Chyba, że z kukułką.

 

Żyła raz papuga, która

Miała tę jedną zaletę,

Że jak żadna inna dziwka

Robiła minetę.

 

Był na morzach taki zwyczaj

Iż załoga na żaglowce,

Że nie mogła zabrać żony,

Zabierała owce. 

 

Nasz kapitan - twarda sztuka,
Nikt go dzisiaj nie odszuka,
Ale w końcu się skupimy
I mu wpierdolimy...

Była sobie kiedyś łódka,
Gdzie się ciągle lała wódka,
Opierdalał się tam sternik
- Czerwony Październik.

Tam przy burcie bosman pije,
konia przy tym sobie bije,
ale pić szybko nie może,
bo się zrzyga w morze.

 

Szczur lądowy - twarda sztuka,

Ciężko zabić go czymkolwiek,

Lecz gdy w morze miałby ruszyć,

Narobiłby w spodnie.

 

Statek z portu już wypływa,

Każdy w kącie ściska babę,

Smutny tylko jest Warszawiak,

On kocha Warszawę.

 

My jesteśmy Warszawiaki,

Co palymy kataryny,

Żagle stoją nam w łopocie,

My to pierdolymy.

 

Była sobie kiedyś łódka,

Gdzie się ciągle lała wódka,

Opierdalał się tam sternik -

"Czerwony Październik".

 

Gdy do portu przybijemy,

Wszyscy się do knajpy pchają

I już po godzinie picia

Nogi wyciągają.

 

W knajpie "Pod ponurą małpą"

Rządzi jedna z takim zadkiem,

Że niejeden już nie wiedział,

Co zrobić z uszatkiem.

 

Gdy kolejki nie dotrzymasz,

To z kompanią się pożegnaj.

Widać, Bracie, żeś jest ceper,

Dupa, a nie żeglarz.

 

Hej, chwała Panu Bogu,

Hej, Panu Bogu chwała,

Hej, kościół się zawalił,

Tawerna ostała.

 

Był raz szyper kutra "Brzytwa",

Jedna myśl go wciąż trapiła,

Bo on myślał, że ma trypra,

A to była kiła.

 

Popłynęła kiedyś z nami

Pewna dama dla ochoty,

Powróciła cała, zdrowa,

Ale już bez cnoty.

 

 

Nasz Kapitan twarda sztuka,

Nikt go tutaj nie oszuka,

Ale w końcu się skupimy

I mu wpier...my.

 

Na fregacie nie ma zmiłuj,

Zapier...ać trza od rana,

A wieczorem polerować

Laskę Kapitana.

 

Bosman na gitarze grywa,

Idzie mu to całkiem klawo,

Czasem chwyty popierdoli,

Wszyscy biją brawo.

 

Sternik, stary pijanica,

Ciągle biega, wódki szuka,

Jeden dzień bez alkoholu

I wyzionie ducha.

 

Znałem raz księżniczkę, która

Cipkę miała tak malutką,

Że dawała tylko z tyłu

I to krasnoludkom.

 

Płynie sobie statek prosto,

A załoga rzyga ostro,

Kiedyś woził on banany,

A dziś zarzygany.

 

Był raz sobie sternik, który

Na silniku ciągle pływał,

A że halsów nie rozróżniał,

Żagli nie używał.

 

Jak pływałem z chłopakami,

Cały miesiąc się nie myli,

Gdy poszli do "Tropicany",

To ich nie wpuścili.

 

Raz kapitan na żygaczu

Cały dzień przesiedział w sraczu.

Że turyści się nudzili,

Żygacz podpalili.

 

Znów pływaliśmy wieczorem,

A tu patrol z inspektorem,

Światła lśnią, syreny słyszę -

Mandat za pięć dyszek. (50 zł)

 

Kumpel gryzie już paznokcie,

Zęby chodzą niczym pilnik.

Co jest? - szturcham kumpla łokciem.

Mieli lepszy silnik!

 

Stąd nauka płynie prosta:

Jeśli pływać chcesz wieczorem,

Wyczarteruj łajbę z ponad

Stukonnym motorem.

 

Zwrotka ta jest ku przestrodze

Tych, co Włocha chcą w załodze.

Włosi zamiast śpiewać szanty

Haftują zza wanty.

 

Znacznie większa jest pociecha

Na jachcie z kucharza - Czecha.

Choć podaje knedle z ciastem,

Jest śmiesznym balastem.

 

Była dziwka w Węgorzewie,

Co kochała się na drzewie.

Pagaj z tego drzewa właśnie

Na pewno nie trzaśnie!

 

Żywy fracht nam pożarł flarę;

Z zada czuć mu było siarę.

Był to - w co nikt nie w uwierzy

- Żubr wprost z Białowieży.

 

Weź do ręki złoty trunek,

Polej go na takielunek.

Żaglom co piwka dostały

Nie straszne są szkwały.

 

Każdy naród ma swą mowę,

Taką mają też żeglarze,

Jak bardzo ważna to sztuka,

Zaraz się okaże.

 

Świeży adept na żeglarza

Krzyknął do kursantki młodej,

- Hej, Maryśka, jeno w mig tam,

Puść się na dziobowej!

 

A gorliwa Marysieńka

Do komendy wykonania,

Cumę ciągle dzierżąc w ręku,

Stoi bez ubrania.

 

Znałem kiedyś marynarza,

Był najlepszy zaraz po mnie,

Gdyśmy w Świnoujściu chlali,

Nasrał mi na spodnie.

 

Kiedy pływaliśmy razem,

Nie było nam równych prawie,

Aż do czasu, kiedy poznał

Dziewczę na zabawie.

 

Zaraz stracił humor cały

Wciąż wpatrzony w nią jak ciele,

A najgorsze, że zapomniał,

Co to przyjaciele.

 

Kiedy ciężko Ci na duszy,

Kiedy w gardle znów Cię suszy,

Walnij sobie przyjacielu

Dużą dawkę chmielu.

 

Hej, ha, nalejcie piwa,

Niech się wszystkim w głowach kiwa,

Hej, ha, nalejcie piwa,

Niech się w głowach kiwa.

 

Czy wesele, czy też pogrzeb,

W domu, pracy, nawet szkole,

Zdrowiej z kufla ściągać browar,

Niż doić jabola.

 

Każdy rano leczy kaca,

Każdy w kącie obiad zwraca,

W głowie szumi myśl leniwa,

Nigdy więcej piwa.

 

I gdy skończy się choroba,

Chociaż ciągle ciąży głowa,

Uparcie biegniesz do baru,

Zaczerpnąć z browaru.

 

Jedni jadą sobie w góry,

Drudzy jadą na Mazury,

A ja biorę swój Komarek,

Zapierdzielam na browarek.

 

Hej, ho, butelka piwa,

W czasie burzy jest osłodą,

Pijmy więc dużo piwa,

Z tą brzozową wodą.

 

Okocimskie czy Wareckie

Świętokrzyskie czy Żywieckie

Każde piwo, każde zdrowe

Jak na moją głowę

 

Siedzi diabeł na odpuście,

Słychać - w kuflu piwo chluśnie,

Zstąpił anioł z nieba szczytu,

Lecz nie miał kredytu.

 

Kiedy w dawnych czasach żyli,

Dobre piwo już robili,

Pili piwo pradziadowie,

Będą pić synowie.

 

Hej-że-ho! Polejcie piwa,

Niech się wszystkim głowa kiwa.

Hej-że-ho! Polejcie piwa,

Niech się głowa kiwa.

 

Pij więc chłopcze, pij na zdrowie,

Nie próbuj tracić kolejki,

No, bo jaki żeglarz w świecie,

Stroni od butelki?

 

Hej, ha! Kolejkę nalej!

Hej, ha! Kielichy wznieśmy!

Po kolejnej setce czystej

Pływać nam się zechce!

 

A gdy z sił już opadniemy,

Setkę znowu wypijemy

I od razu przyjdzie humor

Do picia na umór.

 

Gdyby ta kuracja kiedyś

Skutku w mig nam nie przyniosła,

Znaczy wódka była chrzczona,

Zmienić trzeba lokal.

 

A gdy siły nas opuszczą,

Każdy zaśnie pod pokładem,

Nie dobudzi nas kapitan,

Nawet samopałem.

 

Wyślesz żeglarza młodego,

Po kilwater do bosmana,

Już nie wróci, będzie szukał

Do samego rana.

 

W Węgorzewie mieszka dziewka,

Co każdemu się oddaje,

Z dołu Puszcza Amazońska,

Z góry Himalaje.

 

A jej siostra chodzi smutna,

Użyć też by sobie chciała,

Z góry Stepy Akermańskie,

A z dołu Sahara.

 

Była raz panienka, która

Chciała wskoczyć mi na prącie.

Jak się mama dowiedziała,

Tydzień stała w kącie.

 

Hej, ho, Angelika,

Hej, ho, Angelika,

Hej, ho, Angelika,

Wskocz mi na konika!

 

Gdy już mama karę zdjęła,

Macać znowu mnie zaczęła,

Wciąż pytając tak dla ściemy,

Co tam mam w kieszeni?

 

Była sobie Pchła-Szachrajka,

Co mi chciała lizać jajka.

Jak do gęby je wsadziła,

To się udusiła.

 

Znałem w pewnym porcie dziewkę,

Była kiedyś niezła laska,

Odkąd walec ją przejechał,

Jest jak decha płaska.

 

Kiedy miodek szumi w głowie,

Zbiera się nam na wyznania,

Jak to było na początku

Naszego pływania.

 

Wiosłowanie trudna sztuka,

Więc do pniaka uwiązali.

Próbujemy drzewo wyrwać

Razem z korzeniami.

 

Gdy wiosłować już umiemy,

Nawet w miarę równo, składnie,

Trzeba żagle tak postawić

By nie spocząć na dnie.

 

Żagle białe już wciągnięte,

Mnóstwo było z tym zachodu,

Wreszcie stało się - płyniemy,

Lecz rufą do przodu.

 

Przy czwóreczce to DZ-ta

Jest łódeczką dla rajdowca,

Raz mieliśmy na bukszprycie

Głowę surfingowca.

 

Barka keją treningową,

Fakt pożałowania godny,

Gdy prędkości nie wytracisz,

Masz okręt podwodny.

 

Więc kursanci na manewrach

Mieli z faktem niezłą walkę,

Raz miast żagle poluzować

Przyjebali w barkę.

 

Płynie łódź moja wzburzonym morzem,

Brzegu nie widać, wiatr w żagle wieje.

Inny by pewnie już stracił głowę

Ja się tylko śmieję:

 

Pływał z nami pewien gościu,

Z prostszym rozumem od knagi,

Gdy się dorwał chłop do rumpla,

Kręcił rufo-sztagi.

 

Znałem pewnego żeglarza,

Pływaliśmy razem Tangiem,

Był tak silny, że na chuju

Umiał podnieść sztangę.

Pływał raz marynarz, który

Walił spiryt z grubej rury,

Główka go też nie bolała,

Bo to był nasz FALA.

 

Ryży Czajnik, kiedy popił,

Robił bardzo głupie miny,

Czasem rzygał do kokpiku

I podpieprzał liny.

 

Przyszedł bosman do tawerny,

Piwo!!! wrzasnął gromkim głosem

I od razu dostał w zęby -

Nie powiedział "proszę".

 

Szczur lądowy - twarda sztuka,

Ciężko zabić go czymkolwiek,

Lecz gdy w morze miałby ruszyć,

Narobiłby w spodnie.

 

Statek z portu już wypływa,

Każdy w kącie ściska babę,

Smutny tylko jest Warszawiak,

On kocha Warszawę.

 

My jesteśmy Warszawiaki,

Co palymy kataryny,

Żagle stoją nam w łopocie,

My to pierdolymy.

 

Gdy do portu przybijemy,

Wszyscy się do knajpy pchają,

I już po godzinie picia

Nogi wyciągają.

 

W knajpie "Pod ponurą małpą"

Rządzi jedna z takim zadkiem,

Że niejeden już nie wiedział,

Co zrobić z uszatkiem.

 

Gdy kolejki nie dotrzymasz,

To z kompanią się pożegnaj.

Widać, Bracie, żeś jest ceper,

Dupa, a nie żeglarz.

 

Kiedy rum zaszumi w głowie,

W knajpie ruda tańczy cizia,

Każdy chętnie zapomina,

Co go w dupę gryzie.

 

Popłynęła kiedyś z nami

Pewna dama dla ochoty,

Powróciła cała zdrowa,

Ale już bez cnoty.

 

Na fregacie nie ma zmiłuj,

Zapierdalać trza od rana,

A wieczorem polerować

Laskę Kapitana.

 

Bosman na gitarze grywa,

Idzie mu to całkiem klawo,

Czasem chwyty popierdoli,

Wszyscy biją brawo.

 

Sternik, stary pijanica,

Ciągle biega, wódki szuka,

Jeden dzień bez alkoholu

I wyzionie ducha.

 

Znałem raz księżniczkę, która

Cipkę miała tak malutką,

Że dawała tylko z tyłu

I to krasnoludkom.

 

Płynie sobie statek prosto,

A załoga rzyga ostro,

Kiedyś woził on banany,

A dziś zarzygany.

 

Znałem kiedyś kapitana,

Urodził się chyba w piekle,

Bo jak nie miał co wyruchać,

To wyruchał szeklę.

 

Każdy żeglarz wie od dziecka,

Co to "Czysta", co "Bałtycka",

I już jako jędrny malec

Macza w wódzie palec.

 

Pływał kiedyś majtek jeden

Masochista-pederasta,

Swe klejnoty często prażył

W prodiżu do ciasta.

 

A, że właśnie na tym statku,

Był cholerny problem z cukrem,

Wszyscy ciągle się dziwili,

Skąd to ciasto z lukrem?

 

Gdy w żołądku tłuką fale

I chęć życia znika wszelka,

Nie trać bracie animuszu -

Jest jeszcze butelka!

 

Komu się białe myszki nie śnią,

Ten za życia leży w dole,

My popłyńmy z naszą pieśnią

Poprzez monopole.

 

Źle w łódeczce jest baryłce,

Źle w łódeczce jest wódeczce.

Chcecie wiedzieć, gdzie jej dobrze?

Wlejcie mi szklaneczkę!

 

Kiedy nic Ci nie wychodzi,

Kiedy tęskni się do mamy,

Ktoś nam rzuca hasło: "Nalej!"

I się zalewamy.

 

A na widok iceberga

Każde ciało drży w kożuchu,

Jaś Pobożny śpiewa psalmy,

A my - po maluchu!

 

Jeśli myślisz, że piosenka

Trochę się nie trzyma kupy,

To układaj własne zwrotki,

Nie zawracaj dupy.

 

Kumpel nazwać swoją łajbę

Chciał tytułem jakiejś pieśni,

Ja mu na to - daj jej imię

"Morskie Opowieści". 

 

Był raz sobie sternik, który

Na silniku ciągle pływał,

A że halsów nie rozróżniał,

Żagli nie używał.

 

Jak pływałem z chłopakami,

Cały miesiąc się nie myli,

Gdy poszli do "Tropicany",

To ich nie wpuścili.

 

Raz kapitan na żygaczu

Cały dzień przesiedział w sraczu.

Że turyści się nudzili,

Żygacz podpalili.

 

ps. Żygacz, żygadło - jest to dość popularne wśród żeglarzy

określenie jednostki pływającej "Ż"eglugi Mazurskiej. :-))) 

 

Każdy naród ma swą mowę,

Taką mają też żeglarze,

Jak bardzo ważna to sztuka,

Zaraz się okaże.

 

Świeży adept na żeglarza

Krzyknął do kursantki młodej,

- Hej, Maryśka, jeno w mig tam,

Puść się na dziobowej!

 

A gorliwa Marysieńka

Do komendy wykonania,

Cumę ciągle dzierżąc w ręku,

Stoi bez ubrania. 

 

Zgraja tłoczy się przy barze,

Śmierdzi potem knajpa cała,

Piękna Lola weszła nagle,

Zgraja zawołała.

 

Kiedy w rejs znowu wypłynę,

Miej w pamięci wspólne chwile,

Walkę będę z sobą toczył

I o swoje życie.

 

Hej, bracie, wódki polej,

Niech mi gardło znowu pieści,

Taka jest życiowa kolej

Morskich Opowieści.

 

Piwko w barze się skończyło,

I już nie ma kogo pieścić,

Zanuć sobie do poduszki

Morskie Opowieści. 

 

Kiedy pływaliśmy razem,

Nie było nam równych prawie,

Aż do czasu, kiedy poznał

Dziewczę na zabawie.

 

Zaraz stracił humor cały

Wciąż wpatrzony w nią jak ciele,

A najgorsze, że zapomniał,

Co to przyjaciele.

 

Tak to człeku w życiu bywa,

Gdy Ci baba na łeb wlezie,

Jak Cię wciśnie pod pantofel,

To tak, jakbyś nie żył. 

 

W wokółziemski rejs ruszałem,

Było w mediach dużo krzyku,

Ale zawsze dopływałem

Do knajpy w... Szczedrzyku!

 

W wokółziemski rejs ruszałem

Marząc o niejednym porcie,

Ale zawsze dryfowałem

Do "Zęzy" w Sztynorcie.

 

Choć dmuchało tylko "cztery",

Jechaliśmy wciąż "na kancie",

Bo stawiałem genakera

Na własnym palancie!

 

Gdy nam dno przebiła rafa

I nasz szyper wpadł w panikę,

Wtedy dziurę kuk załatał

Świeżym naleśnikiem.

 

Gdy motorek diabli wzięli,

W sztormie poszły wszystkie szmaty,

To za spinakera robił

Biustonosz Agaty.

 

Kiedy flauta nas dorwała,

Osuszono wszystkie flaszki,

Kuk w kambuzie czynił zacier

Na bal kapitański.

 

Rok zmagałem się z żaglami,

By cumować w Ameryce,

Ale, kurwa, zapomniałem

Wyciągnąć kotwicę! 

 

Kiedy ciężko Ci na duszy,

Kiedy w gardle znów Cię suszy,

Walnij sobie przyjacielu

Dużą dawkę chmielu.

 

Hej, ha, nalejcie piwa,

Niech się wszystkim w głowach kiwa,

Hej, ha, nalejcie piwa,

Niech się w głowach kiwa.

 

Żadna kurwa, żadna dziwka

Nie zastąpi kufla piwka,

Kto nie wierzy niech spróbuje,

Jak piwo smakuje.

 

Gdyby nawet jakaś lala

Była lepsza od Specjala,

Zaraz Cię obejmie trwoga,

Jaka ona droga.

 

Czy wesele, czy też pogrzeb,

W domu, pracy, nawet szkole,

Zdrowiej z kufla ściągać browar,

Niż doić jabole.

 

Gdy siedzimy sobie w "Dobrej",

Aga piwka nam podrzuca,

Kiedy chcemy zagrać w karty,

Ona nimi rzuca.

 

Gdy odurzą nas promile,

Film ma urwać się za chwilę,

Nikt dziś spojrzeć nie omieszka,

Gdzie stoi Agnieszka.

 

Każdy rano leczy kaca,

Każdy w kącie obiad zwraca,

W głowie szumi myśl leniwa,

Nigdy więcej piwa.

 

Dziś opowiem wam historię
Co zdarzyła się gdzieś w Rio
Bosman wódki nie chciał wypić
No i dostał w ryjo.

 

A że dzielnie się odgryzał
Cała gawiedź podkurwiona
Potem tylko wyszło na jaw
Wódka była chrzczona.

 

Bosman twarde jest chłopisko

Lepiej w drogę mu nie wchodzić

Pięciu gości już wynieśli

Szósty ledwie chodzi.

 

Barman co tę wódkę dawał
Długo biedak już nie pożył
Bo gdy bosman go zobaczył
W jaja mu przyłożył.

Po tej wielkiej bijatyce
Bosman w całym Rio znany
Tłum się kłębi dookoła
On jest podziwiany.

 

Wszystkie dziwki są już jego
Każda darmo da swe ciało
Zrobią tu dla niego wszystko
Byle mu się chciało.

Każda chce by ją przeleciał
A on wie jak im dogodzić
Bo po jego wizytacji
Wciąż nie mogą chodzić.

Dzisiaj bosman uśmiechnięty
Znowu wódki się napije
Nikt mu w Rio nie podskoczy
Bo wtedy nie żyje.

 

Potem im zaśpiewał szantę

Znaną prawie w całym świecie

No a jaki był jej refren

Chyba sami wiecie.

 

Pływał z nami jeden majtek,

Co go nazywali Kajtek,

Dziś załoga przerażona,

Bo to była ona.

 

Tylko bosman o tym wiedział,

Nic nikomu nie powiedział,

Za to dupczył ją zawzięcie,

Takie miał zajęcie.

 

W Mikołajkach żył raz żeglarz,

Zjadł grochówki talerz cały,

Potem pierdząc z rufy jachtu

Przepłynął kanały.

 

Do Giżycka dziś płyniemy,

Nieźle daje, szóstką wieje,

Jak tak dalej dobrze pójdzie,

Rozjebiemy keję.

 

W Amsterdamie była knajpa,

Która w herbie miała Gryfa,

Z której nikt nie wyszedł wcześniej,

Niż nie złapał syfa. 

 

Eskimosi są weseli,

Myją moczem swoje żony,

Pędzą bimber z ryb popsutych

I zjadają wrony.

 

Grenlandczycy, lud gościnny,

Więc pracują gorączkowo,

Sprowadzają lód z Syberii,

Nie wiemy dla kogo.

 

Do Falklandu'śmy płynęli,

Goła baba mi się śniła.

Gdy się rano obudziłem,

Dziura w burcie była.

 

Na Yan Mayen wielka draka,

Opowiem, jak rzecz się miała,

Kiedy wzięto nas za desant,

Ludność się poddała.

 

Powiedziała mi dziewczyna

Żeby wodą wódkę popić.

Ja jej na to: "Idź do diabła,

Czy chcesz mnie utopić?"

 

I gdy skończy się choroba,

Chociaż ciągle ciąży głowa,

Uparcie biegniesz do baru,

Zaczerpnąć z browaru.

 

Pływał raz po morzu kucharz,

W rękach praktyk był Onana,

A załoga się dziwiła

Skąd w kawie śmietana.

 

Znałem pewnego kuchcika,

Co mu rumpel w dupie znika

I jak przyszła większa fala,

Oberwała jaja

 

Pływał raz marynarz młody,

Co go nazywali pszczółką,

Dupcył wszystko prócz zegara,

Chyba, że z kukułką.

 

Kuchnia nasza jest wspaniała,

Czterech już do morza wnieśli,

Pozostałych zaś latryna

Nie może pomieścić.

 

Była sobie panna Ola

co nie miała na jabola

a że stara to cwaniara

Kupiła browara

 

Okocimskie czy Wareckie

Świętokrzyskie czy Żywieckie

Każde piwo, każde zdrowe

Jak na moją głowę

 

Kiedy w dawnych czasach żyli,

Dobre piwo już robili,

Pili piwo pradziadowie,

Będą pić synowie.

 

Hej-że-ho! Polejcie piwa,

Niech się wszystkim głowa kiwa.

Hej-że-ho! Polejcie piwa,

Niech się głowa kiwa. 

 

Pij więc chłopcze, pij na zdrowie,

Nie próbuj tracić kolejki,

No, bo jaki żeglarz w świecie,

Stroni od butelki?

 

Hej, ha! Kolejkę nalej!

Hej, ha! Kielichy wznieśmy!

Po kolejnej setce czystej

Pływać nam się zechce!

 

Znałem kiedyś dziewczę z Mazur,

Kochać bardzo się lubiła,

Gdy z góralem się przespała,

Zawału dostała.

 

Jedna dziewka była szybka,

Marynarzy pocieszała,

Jednak po szklaneczce whisky

Zaraz zasypiała.

 

Była w jednym porcie dziewka,

Co każdemu siebie dała,

Lecz ostatnio nie jest chętna,

Bo się zakochała.

 

Hej, ha! Wypijmy piwa!

Hej, ha! Wypijmy piwa!

Jak po tym browarze w słońcu

Dobrze nam się pływa!

 

Kormorany tam latały,

Z drzew już liście pospadały,

Od ptasiego gówna puszki

Z piwem pordzewiały.

 

Do Giżycka chcemy wracać,

Silnik sprawnie zapalamy,

Przywaliła się straż wodna:

Ciszę zakłócamy.

 

Na pagajach więc płyniemy,

Żagle przehandlowaliśmy,

Chociaż sternik pierdział ostro,

Nie przyspieszaliśmy.

 

Jachtem naszym była Daisy,

Po morzach pływała nieraz,

Na Mazurach wał z niej wypadł,

Poszła na dno zaraz.

 

Załoga niedoświadczona

Myślała, że to fontanna,

A to tylko statek tonął

Na środku Kisajna.

 

Gdy kolejki nie dotrzymasz,

To z kompanią się pożegnaj.

Widać, Bracie, żeś jest ceper,

Dupa, a nie żeglarz.

 

Nasz Kapitan twarda sztuka,

Nikt go tutaj nie oszuka,

Ale w końcu się skupimy

I mu wpierdolimy.

 

Na fregacie nie ma zmiłuj,

Zapierdalać trza od rana,

A wieczorem polerować

Laskę Kapitana.

 

Bosman na gitarze grywa,

Idzie mu to całkiem klawo,

Czasem chwyty popierdoli,

Wszyscy biją brawo.

 

Sternik, stary pijanica,

Ciągle biega, wódki szuka,

Jeden dzień bez alkoholu

I wyzionie ducha.

 

Płynie sobie statek prosto,

A załoga rzyga ostro,

Kiedyś woził on banany,

A dziś zarzygany.

 

Znałem kiedyś kapitana,

Urodził się chyba w piekle,

Bo jak nie miał co wyruchać,

To wyruchał szeklę.

 

Kuchnia nasza jest wspaniała,

Czterech już do morza wnieśli,

Pozostałych zaś latryna

Nie może pomieścić.

 

Pływał raz marynarz, który

Walił spiryt z grubej rury,

Główka go nic nie bolała,

Bo to był nasz FALA.

 

Ryży Czajnik, kiedy popił,

Robił bardzo głupie miny,

Czasem rzygał do kokpiku

I podpieprzał liny.

 

Dziś w Giżycku jakieś szanty,

Twierdza Boyen oblężona,

Takich tłumów nie widziano

Od czasów lugola.

 

Mocz się leje, browar leci,

Pewnie zrobią nowe dzieci,

Niech rosną młodzi żeglarze,

Życie im pokaże.

 

Browar płynie, mocz się leje,

Parka spieprza w jakieś knieje,

Pewnie zrobią nowe dziecię -

Dużo nas na świecie!

 

Za lat naście się spotkamy,

Przy browarku pogadamy,

Niech rosną młodzi żeglarze,

Życie im pokaże.

 

Będą pływać bez patentu,

Bo w Warszawie ktoś dał siana,

Pewnie wpieprzą się na keję,

Zabiją bosmana.

 

Wyślesz żeglarza młodego,

Po kilwater do bosmana,

Już nie wróci, będzie szukał

Do samego rana.

 

Była raz panienka, która

Chciała wskoczyć mi na prącie.

Jak się mama dowiedziała,

Tydzień stała w kącie.

 

Gdy już mama karę zdjęła,

Macać znowu mnie zaczęła,

Wciąż pytając tak dla ściemy,

Co tam mam w kieszeni?

 

Znałem pewnego żeglarza,

Pływaliśmy razem Tangiem,

Był tak silny, że na chuju

Umiał podnieść sztangę.

 

Gdy chciał wszystkim zaszpanować,

Rekord świata chyba pobił,

Jednak gdy mu kutas oklapł,

Dziurę w burcie zrobił.

 

Znałem w pewnym porcie dziewkę,

Była kiedyś niezła laska,

Odkąd walec ją przejechał,

Jest jak decha płaska.

 

Pływał z nami raz Kapitan -

Napalony transwestyta.

Cała załoga wołała

Na niego Lolita.

 

Gdy rzuciła go dziewczyna

Postanowił się utopić,

Przywiązał do chuja kamień

I do morza wskoczył.

 

Nagle wyleciał jak z procy

I mu trochę zrzedła mina,

Krzyczał, że na horyzoncie

Zobaczył rekina.

 

"O żesz kurwa!"- klął bez przerwy -

"Ale się najadłem strachu,

Nie można nawet spokojnie

Złożyć kości w piachu!"

 

Znałem raz pewnego majtka,

Był troszeczkę nienormalny,

Bo uprawiał z wielorybem

W wodzie seks analny.

 

Kiedy miodek szumi w głowie,

Zbiera się nam na wyznania,

Jak to było na początku

Naszego pływania.

 

Wiosłowanie trudna sztuka,

Więc do pniaka uwiązali.

Próbujemy drzewo wyrwać

Razem z korzeniami.

 

Gdy wiosłować już umiemy,

Nawet w miarę równo, składnie,

Trzeba żagle tak postawić

By nie spocząć na dnie.

 

Żagle białe już wciągnięte,

Mnóstwo było z tym zachodu,

Wreszcie stało się - płyniemy,

Lecz rufą do przodu.

 

Przy czwóreczce to DZ-ta

Jest łódeczką dla rajdowca,

Raz mieliśmy na bukszprycie

Głowę surfingowca.

 

Barka keją treningową,

Fakt pożałowania godny,

Gdy prędkości nie wytracisz,

Masz okręt podwodny.

 

Więc kursanci na manewrach

Mieli z faktem niezłą walkę,

Raz miast żagle poluzować

Przyjebali w barkę.

 

Pływał z nami pewien gościu,

Z prostszym rozumem od knagi,

Gdy się dorwał chłop do rumpla,

Kręcił rufo-sztagi.

 

Gdy zeszliśmy na nabrzeże,

W zapomnienie poszło morze,

Bo siedziało na polerze

Jakieś blond niebożę!

 

Popękały wszystkie spodnie,

Kiedy na nasz widok wstała,

Potem całe dwa tygodnie

Sufit oglądała!

 

Kiedy już odpływaliśmy,

Dla uciechy i dla sportu

Wcisnęliśmy do bakisty

Nasze dziewczę z portu.

 

Choć się fajnie żeglowało,

Każdy szukał wnet doktora,

Bo się kurwa okazało -

Mewka była chora.

 

W dzień trapiła ją gorączka,

W nocy ją swędziła cipa;

Pewnie była to rzeżączka,

No bo skąd by grypa? 

 

Tam, gdzie straszne wichry wieją,
Tam, gdzie wódki nie sprzedają,
Tylko najlepsi żeglarze
Strachu nie zaznają

Stoi baca na przystani
I ogromnie się dziwuje,
Że wszyscy żeglarze mają
Takie wielkie chuje. 

 

Coś na horyzoncie błyska,

Więc w przypływie euforii

"Pierwszy" wrzasnął, że to chyba

Brzegi Kalifornii!

 

To nie brzegi Sacramento,

Ino polska wieś Chałupy,

A te błyski, to nie złoto,

Tylko gołe dupy! 

 

Gdy w beczce dno prześwieca
alkohol się zaleca,
pijmy więc pijmy chłopcy,
trunek nam nieobcy.

 

Gdy w żołądku tłuką fale

I chęć życia znika wszelka,

Nie trać bracie animuszu -

Jest jeszcze butelka!

 

Komu białe myszki nie śnią,

Ten za życia leży w dole,

My popłyńmy z naszą pieśnią

Poprzez monopole.

 

Źle w łódeczce jest baryłce,

Źle w łódeczce jest wódeczce.

Chcecie wiedzieć, gdzie jej dobrze?

Wlejcie mi szklaneczkę!

 

Kiedy nic Ci nie wychodzi,

Kiedy tęskni się do mamy,

Ktoś nam rzuca hasło: "Nalej!"

I się zalewamy.

 

A na widok iceberga

Każde ciało drży w kożuchu,

Jaś Pobożny śpiewa psalmy,

A my - po maluchu!

 

Znałem kiedyś kapitana,

Urodził się chyba w piekle,

Bo jak nie miał co wyruchać,

To wyruchał szeklę.

 

Trzymaj mnie, bo będę rzygał,

Trzymaj mnie, bo będe rzygał,

Trzymaj mnie, bo będę rzygał,

Trzymaj mnie, bo rzygam!

 

Każdy żeglarz wie od dziecka,

Co to "Czysta", co "Bałtycka",

I już jako jędrny malec

Macza w wódzie palec.

 

Pływał kiedyś majtek jeden

Masochista-pederasta,

Swe klejnoty często prażył

W prodiżu do ciasta.

 

A, że właśnie na tym statku,

Był cholerny problem z cukrem,

Wszyscy ciągle się dziwili,

Skąd to ciasto z lukrem?

 

Widzisz, biały szkwał się zbliża?

Zrzucaj szybko wszystkie szmaty

Jak nie zdążysz, to do Giża

Wpłyniesz przez zaświaty.

 

Zjeść co tanio w Mikołajkach?

Takiej knajpy się nie trafi!

Wszystkie dawno już są w rękach

Syryjczyków mafii.

 

W mej załodze był konował,

Co swe buty wciąż pucował,

Poza tym po czubek głowy

Strój miał adamowy.

 

Pływał z nami raz patałach;

Wnosił błoto na sandałach,

Po sztormie z niego zostały

Tylko te sandały

 

Chociaż była martwa cisza,

W dzień z Ogonków aż do Pisza

Przeszliśmy - lecz gorzko płacząc,

Bo ciągle burłacząc.

 

W "Zęzie" znowu tłok jest wielki

I zabawa pierwsza klasa,

Ktoś kumplowi odpiął szelki,

Widać mu k...olana. ;-)

 

Po Mazurach pływa człowiek,

Co się kryje własnym jachtem.

On się kryje lat sześćdziesiąt

Ciągle przed Wermachtem.

 

Żreć będziecie dzisiaj z zęzy!

Krzyczę do załogi w porcie.

Całe szczęście dla załogi

To było w Sztynorcie.

 

Kiedy znużysz się pływaniem

To śpiewaczka operowa

Rejs umili ci śpiewaniem

I lizaniem ro.....gówki. ;-)

 

Kiedy znudzą ci się panny,

Dziwki, zdziry i niecnotki,

To do "Morskich opowieści"

Dopisz nowe zwrotki!

 

W carskiej Rosji był krążownik,

Załoga się wygłupiała:

Gdy kapitan głośno pierdnął,

To strzelano z działa.

 

I przypadkiem tak się stało,

Chociaż za to nie dam głowy,

Dali sygnał do ataku

Na Pałac Zimowy.

 

Kuk gotował grochóweczkę,

Bo nic więcej nie potrafił,

Z Aurory śmierdziało z deczkę,

A Rosję szlag trafił..

 

Tak to człeku w życiu bywa,

Gdy Ci baba na łeb wlezie,

Jak Cię wciśnie pod pantofel,

To tak, jakbyś nie żył.

 

W wokółziemski rejs ruszałem,

Było w mediach dużo krzyku,

Ale zawsze dopływałem

Do knajpy w... Szczedrzyku!

 

lub w zależności od akwenu:

 

W wokółziemski rejs ruszałem

Marząc o niejednym porcie,

Ale zawsze dryfowałem

Do "Zęzy" w Sztynorcie.

 

Choć dmuchało tylko "cztery",

Jechaliśmy wciąż "na kancie",

Bo stawiałem genakera

Na własnym palancie!

 

Gdy "Starego" zmyła fala,

Chief na sterze stał do rana,

A my wszyscy dmuchaliśmy

Babę kapitana.

 

Znałem kiedyś dziewczę z Mazur,

Kochać bardzo się lubiała,

Gdy z góralem się przespała,

Zawału dostała.

 

Jedna dziewka była szybka,

Marynarzy pocieszała,

Jednak po szklaneczce whisky

Zaraz zasypiała.

 

Była w jednym porcie dziewka,

Co każdemu siebie dała,

Lecz ostatnio nie jest chętna,

Bo się zakochała.

 

Gdy na Dobskim pływaliśmy,

To łódkę wyjeb...śmy,

Dotarliśmy wpław do wyspy,

Gównem dostaliśmy.

 

Hej, ha! Wypijmy piwa!

Hej, ha! Wypijmy piwa!

Jak po tym browarze w słońcu

Dobrze nam się pływa!

 

Kormorany tam latały,

Z drzew już liście pospadały,

Od ptasiego gówna puszki

Z piwem pordzewiały.

 

Gdy do Doby dotarliśmy,

Piwa w sklepie już nie było,

Więc z tej dziury bardzo szybko

Trzeba nam odpłynąć.

 

Do Giżycka chcemy wracać,

Silnik sprawnie zapalamy,

Przywaliła się straż wodna:

Ciszę zakłócamy.

 

Na pagajach więc płyniemy,

Żagle przehandlowaliśmy,

Chociaż sternik pierdział ostro,

Nie przyspieszaliśmy.

 

Jachtem naszym była Daisy,

Po morzach pływała nieraz,

Na Mazurach wał z niej wypadł,

Poszła na dno zaraz.

 

Załoga niedoświadczona

Myślała, że to fontanna,

A to tylko statek tonął

Na środku Kisajna.

 

Więc nie pływaj nigdy jachtem,

Co na morzu przeżył życie,

Po małych polskich Mazurach -

Po co tracić życie.

 

Dziś w Giżycku jakieś szanty,

Twierdza Boyen oblężona,

Takich tłumów nie widziano

Od czasów lugola.

 

Mocz się leje, browar leci,

Pewnie zrobią nowe dzieci,

Niech rosną młodzi żeglarze,

Życie im pokaże.

 

Browar płynie, mocz się leje,

Parka spieprza w jakieś knieje,

Pewnie zrobią nowe dziecię -

Dużo nas na świecie!

 

Za lat naście się spotkamy,

Przy browarku pogadamy,

Niech rosną młodzi żeglarze,

Życie im pokaże.

 

Będą pływać bez patentu,

Bo ktoś tam dał sobie siana,

Pewnie wpieprzą się na keję,

Zabiją bosmana.

 

Gdy do portu przybijemy,

Wszyscy się do knajpy pchają

I już po godzinie picia

Nogi wyciągają.

 

Wszedł raz bosman do kibelka,

A tam majtek jadł serdelka,

Bosman zlał się z niego równo,

Myślał, że to GÓWNO.

 

Kiedy szliśmy przez Pacyfik,

Kaca miałem już od rana,

No i przez to zarzygałem

Koję Kapitana.

 

Pływał z nami raz Kapitan -

Napalony transwestyta.

Cała załoga wołała

Na niego Lolita.

 

Pływał z nami jeden pedał,

Marzył o tym całe życie,

Żeby zostać przedłużaczem

Z przodu na bukszprycie.

 

Znałem raz pewnego majtka,

Był troszeczkę nienormalny,

Bo uprawiał z wielorybem

W wodzie seks analny.

 

Gdy chciał wszystkim zaszpanować,

Rekord świata chyba pobił,

Jednak gdy mu kutas oklapł,

Dziurę w burcie zrobił